- W ciągu najbliższych kilku dni eksperci powinni zająć się tym problemem na serio, aby znaleźć wyjście w sytuacji - powiedział agencji Interfax-Zapad przedstawiciel białoruskiej ambasady w Moskwie Waler Sadocho. Według niego Moskwa proponuje podział cła na ropę po połowie. "Główny wariant to 50 na 50. Białoruska strona wykonała obliczenia, które jasno pokazały, że przy takim rozkładzie wygra i białoruski, i rosyjski biznes, ponieważ stopień przetwarzania ropy na Białorusi jest znacznie wyższy" - zaznaczył Sadocho. - Rynek Europy Zachodniej powinien przyzwyczajać się, że dostarcza się tam nie surowiec w postaci ropy, lecz produkty naftowe wysokiej jakości - dodał. Z powodu obłożenia przez Rosję ropy przesyłanej na Białoruś cłem eksportowym w wys. 180,7 dolara od tony białoruski koncern petrochemiczny Biełnaftachim zawiesił od Nowego Roku kontrakty z rosyjskimi kompaniami na dostawy tego surowca. Dotychczas Mińsk otrzymywał rosyjską ropę bez cła, następnie przerabiał ją w swoich zakładach i eksportował produkty naftowe, pobierając przy tym opłatę celną, nawet dwa razy niższą od tej, jaką pobiera Rosja. Eksperci obliczyli, że budżet w Moskwie traci z tego powodu 2-4 mld dolarów rocznie. W takim układzie także wiele rosyjskich koncernów przerabiało ropę na Białorusi, unikając wyższego rosyjskiego cła. Rosja żądała więc, by Białoruś podniosła cło do wysokości rosyjskiego i dzieliła się wpływami, oddając Moskwie 85 proc. tych opłat. W połowie grudnia rosyjski rząd ogłosił decyzję o nałożeniu cła na ropę dla Mińska. Zagroził przy tym, że jeśli strony nie dojdą do porozumienia, to może ograniczyć dostawy ropy dla Białorusi do poziomu pokrywającego tylko jej potrzeby wewnętrzne. - Nie jesteśmy z stanie płacić ponad 400 dolarów za tonę. Nasi partnerzy w Rosji odnoszą się do tego ze zrozumieniem - powiedział premier Sidorski. Mińsk kupuje ropę po 270 dolarów za tonę. Po doliczeniu cła, takiego samego jak płacą inne państwa, cena ta skoczyłaby w najlepszym wypadku do 430 dolarów. Szef Białnaftachimu Alaksandr Barouski przyznał, że w takiej sytuacji białoruskie zakłady petrochemiczne przynosiłyby straty liczone w dziesiątkach milionów dolarów. Informując 30 grudnia o zawieszeniu kontraktów z rosyjskimi koncernami, Barouski zapowiedział, że białoruskie zakłady petrochemiczne będą pracować przy minimalnym obciążeniu na resztkach zakupionej wcześniej ropy. "Białoruś będzie szukać innych wariantów, jak wyjść z tej sytuacji" - dodał. Przypomniał, że w przemyśle petrochemicznym na Białorusi pracuje 125 tys. ludzi.