USA "uważają, że w interesie zarówno Chin jak i państw Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) byłoby wypracowanie na drodze dyplomatycznej kodeksu dobrego postępowania" w sprawie spornego akwenu - podkreśliła Clinton w Pekinie na wspólnej konferencji prasowej po spotkaniu z szefem chińskiego MSZ, Yangiem Jiechim. Jednocześnie zaznaczyła, że USA nie popierają żadnej ze stron w tych sporach. Yang zaznaczył w odpowiedzi, że "wolność żeglugi na Morzu Południowochińskim jest zapewniona". Apelował do stron sporów o powściągliwość i kontynuowanie pokojowych negocjacji. Chiny roszczą sobie prawo do znacznej części Morza Południowochińskiego. Do wysp na tym akwenie roszczenia zgłaszają również Wietnam, Tajwan, Malezja, Brunei i Filipiny. Zgodność Clinton i Yanga w unikaniu konfrontacji wynika - zdaniem Reutera - z faktu, że oba kraje stoją w obliczu własnych, wewnętrznych wyzwań. W Chinach jest to zaplanowane na jesień przekazanie władzy, a w USA listopadowe wybory prezydenckie. W przeszłości Chiny wykazywały jednak irytację apelami USA o wielostronne podejście do problemu, preferując raczej negocjacje prowadzone osobno z każdym z zaangażowanych w spór państw - przypomina Reuters. Dziennik "Renmin Ribao", organ Komunistycznej Partii Chin, pisze w środę, że angażując się w spory w regionie, USA starają się wzmocnić swoją pozycję. "Postępowanie USA w ostatnim czasie w kwestii wysp Diaoyu (na Morzu Wschodniochińskim, nazywanych też Senkaku i stanowiących przedmiot sporu z Japonią) oraz sytuacji na Morzu Południowochińskim nasuwa podejrzenia, że kraj ten stara się siać niezgodę, by samemu czerpać z niej korzyści. W dłuższej perspektywie taka zmiana strategii USA w regionie Azji i Pacyfiku nie przyniesie im korzyści, a może się nawet zemścić" - głosi komentarz na pierwszej stronie gazety.