Agencja Associated Press, powołując się na źródła amerykańskie, informowała wcześniej, że Rosja zaproponowała rozejm w Syrii od 1 marca. Waszyngton sądzi jednak, że Moskwa daje własnym siłom i rządowi w Damaszku trzy tygodnie na zdławienie umiarkowanych ugrupowań rebelianckich. Stany Zjednoczone chcą, by walki w Syrii ustały natychmiast. "Proces jest bardzo kruchy" "Proces jest bardzo kruchy, trwają rozmowy, nie można mówić o jednomyślności w procesie rozstrzygnięcia sytuacji w Syrii" - powiedział w czasie telekonferencji Pieskow, pytany, czy Rosja przedstawiła datę 1 marca jako początek obowiązywania rozejmu. Wcześniej rosyjski wiceminister spraw zagranicznych Giennadij Gatiłow, cytowany w rosyjskich agencjach prasowych, deklarował gotowość Rosji do omówienia zawieszenia broni. Dodał, że w tym celu Rosja udaje się na międzynarodową konferencję w Monachium poświęconą Syrii. Celem tej konferencji jest doprowadzenie do wznowienia rozmów pokojowych między reżimem w Damaszku a opozycją. Zdaniem dyplomatów szanse na to są niewielkie, dopóki syryjskie siły rządowe wspierane przez rosyjskie lotnictwo kontynuują ofensywę na miasto Aleppo w północnej Syrii. Opozycja zapowiedziała, że nie będzie uczestniczyć w rokowaniach, dopóki nie zostaną wstrzymane bombardowania. Gatiłow ocenił jednak, że winę za fiasko pierwszej tury rozmów ponosi syryjska opozycja i wspierająca ją Arabia Saudyjska. "To ich należy pytać, czy rozmowy zostaną wznowione 25 lutego. Z tego, co wiem, syryjski rząd jest do nich gotowy" - oznajmił. Rosyjski dyplomata nie wykluczył także, że kolejna tura może ruszyć przed tym terminem. W spotkaniu w Monachium mają uczestniczyć ministrowie spraw zagranicznych kilkunastu państw, w tym szefowie dyplomacji USA i Rosji, John Kerry i Siergiej Ławrow. Cierpliwość Turcji w sprawie Syrii ma swoje granice Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan oświadczył w czwartek, że jego kraj będzie cierpliwy w sprawie konfliktu w Syrii, ale do czasu; gdy ten czas minie, będzie zmuszony podjąć niezbędne działania i być może otworzyć napływającym migrantom "wrota Europy". "Nie mam na czole napisane 'idiota'. Nasze samoloty i autobusy nie czekają bez celu. Zrobimy, co będzie konieczne" - powiedział Erdogan w wystąpieniu na forum przedsiębiorców w Ankarze, transmitowanym na żywo przez turecką telewizję. Dodał, że w rozmowie z szefem Rady Europejskiej Donaldem Tuskiem i przewodniczącym Komisji Europejskiej Jean-Claude'em Junckerem powiedział, że może nadejść czas, kiedy Turcja przestanie zatrzymywać imigrantów i uchodźców, umożliwiając im dalszą podróż do Europy. "W przeszłości zatrzymywaliśmy tych ludzi u wrót Europy, w Adrianopolu (Edirne; miasto w europejskiej części Turcji - PAP). Stanie się tak raz i drugi, a potem otworzymy im bramy do Europy, życząc szczęśliwej podróży; tak wtedy powiedziałem" - zaznaczył Erdogan. Grecki portal informacyjny podał w poniedziałek, że na spotkaniu z Tuskiem i Junckerem w listopadzie turecki prezydent zagroził "zalaniem" Europy migrantami, jeśli przywódcy UE nie zaoferują Turcji lepszych warunków pomocy w obliczu kryzysu migracyjnego. Erdogan skrytykował ONZ, która w ostatnim czasie apelowała do Turcji o otwarcie granic przed Syryjczykami uciekającymi przed działaniami zbrojnymi w rejonie miasta Aleppo. Jego zdaniem organizacja powinna zająć się przeciwdziałaniem "czystkom etnicznym" wokół Aleppo, zamiast wysuwać kolejne żądania wobec jego kraju. Jak dodał, z docierających do niego informacji wynika, że wspierane przez Iran siły dokonują w Syrii "bezlitosnych masakr". Ostrzegł, że liczba syryjskich uchodźców może wzrosnąć do 600 tysięcy, jeśli w Syrii nie ustaną rosyjskie bombardowania. Dodał, że Turcja przygotowuje się na taką ewentualność, ale podkreślił, że należy szukać sposobów na zatrzymanie Syryjczyków w kraju. Według Erdogana konfliktu syryjskiego nie da się rozwiązać bez ustanowienia strefy zakazu lotów i wyznaczenia stref bezpieczeństwa w Syrii. Turcja, która dotychczas przyjęła 2,6 mln syryjskich uchodźców, od dawna forsuje pomysł utworzenia strefy zakazu lotów nad północną Syrią, by chronić syryjskich cywilów bez konieczności przepuszczania ich przez turecką granicę. Jednak pomysł nie zdobył dotąd poparcia USA i innych sojuszników w NATO; obawiają się oni, że egzekwowanie zakazu lotów postawiłoby ich w sytuacji bezpośredniej konfrontacji z syryjskim reżimem i jego sprzymierzeńcami.