Maria Cristina Meduri i Fabio Molinari z miasta Terni w środkowych Włoszech przypłynęli w niedzielę na wyspę Giglio w Toskanii i odszukali strażników miejskich. Na ich ręce oddali dwa uprane koce, którymi ktoś otulił ich, gdy w nocy z 13 na 14 stycznia przybyli tam wymarznięci w szalupie ratunkowej. Poprosili o przekazanie podziękowań nieznajomym ludziom, którzy przyszli im z pomocą. "To była nasza podróż poślubna. Trwała bardzo krótko" - powiedział Fabio patrząc na leżący wrak statku. O misji, z jaką włoskie małżeństwo powróciło na wyspę poinformowały media, zwracając uwagę na to, jak bardzo różni się ona od wycieczek setek ludzi, powodowanych wyłącznie ciekawością i chęcią zobaczenia miejsca katastrofy. Dotychczas potwierdzono śmierć 17 osób. Poszukiwania kilkunastu zaginionych wstrzymano z powodu trudnych warunków na morzu, w wyniku których statek zaczął się przesuwać. Szef włoskiej Obrony Cywilnej Franco Gabrielli ogłosił w niedzielę, że na usunięcie wraku potrzeba od 7 do 10 miesięcy.