Śmigłowiec Mi-17 V5 rozbił się w górach wokół hinduistycznej świątyni Gaurikund niedaleko Kedarnath i spadł do rzeki.W akcji ratowniczej na terenach dotkniętych powodzią uczestniczy 10 tys. żołnierzy i funkcjonariuszy innych służb państwowych, 45 samolotów i śmigłowców, które od początku operacji 17 czerwca wykonały 1300 lotów. Uratowano do tej pory 90 tys. ludzi. W rejonie Kedarnath 3500 ludzi wciąż jest odciętych od świata. Akcję utrudnia w ostatnich dniach brak widoczności z powodu złej pogody w tym himalajskim regionie. Powodzie, które rozpoczęły się 15 czerwca, pozrywały mosty i zniszczyły drogi, zaskakując pielgrzymów przybywających z innych części Indii do licznych świętych miejsc hinduizmu w regionie nazywanym Krainą Bogów. Powodzie często zdarzają się tam w porze monsunów, ale obecną oceniono jako silniejszą o 68 proc. niż zwykle. Ponadto monsun uderzył dużo wcześniej - na dwa tygodnie przed początkiem lipca. Jak podaje "The Times of India", oficjalny bilans we wtorek to 882 ofiary śmiertelne, ale zdaniem różnych ekspertów ich liczba wyniesie 5-10 tys. Według źródeł oficjalnych około 2 tys. ludzi uznano za zaginionych. Najwięcej ofiar jest w jednym z najświętszych miejsc hinduizmu, Kedarnath, gdzie wokół świątyni znaleziono w mule i błocie zwłoki co najmniej 600 ludzi, a tylko w poniedziałek i wtorek - 127. Władze przygotowywały we wtorek masową kremację ofiar powodzi; w tym celu transportowały wojskowymi samolotami do Kedarnath drewno na stosy pogrzebowe i wysłały tam kilkudziesięciu hinduistycznych kapłanów. W Badrinath, innym pielgrzymkowym miejscu regionu, po ośmiu dniach ulew nadal odciętych od świata jest 5 tys. ludzi. Do stanu Uttarakhand władze wysłały ponad milion tabletek chlorowych do oczyszczania wody.