Według doniesień rosyjskich i światowych mediów, "Grupa Wagnera" nie ma legalizacji Moskwy, ale działa, współpracując z rosyjskim resortem obrony. Rosyjscy najemnicy są wysyłani m.in. do Syrii, państw afrykańskich, a wcześniej widziano ich w zbuntowanych regionach Ukrainy. Otrucia dziennikarzy W połowie września z symptomami otrucia trafił do szpitala wydawca portalu informacyjnego "Mediazona". Petr Wierziłow prowadził własne śledztwo w sprawie zabójstwa rosyjskich dziennikarzy w Republice Środkowoafrykańskiej. Wcześniej wspólnie z zamordowanymi Orchanem Dżemalem, Aleksnadrem Rastorgujewem i Kiriłłem Radczenko dokumentował działalność najemników z "Grupy Wagnera", m.in. sprawdzając związki prywatnej agencji wojskowej z nielegalnymi dostawami broni do państw afrykańskich. Według niezależnej telewizji "Deszcz", podobne śledztwo prowadził jeden z oficerów rosyjskich służb specjalnych. Chcący zachować anonimowość funkcjonariusz oświadczył, że śledztwo prowadził na własną rękę, ponieważ chciał ustalić okoliczności śmierci przyjaciela, który zginął w Donbasie. Z jego wyjaśnień wynika, że w kwietniu jego również próbowano otruć. Apel o nieprowadzenie śledztwa Kilka dni temu były oligarcha i więzień polityczny Michaił Chodorkowski apelował do rosyjskich dziennikarzy niezależnych, aby na własną rękę nie prowadzili śledztw w sprawie "Grupy Wagnera", ponieważ mogą stracić życie. Finansowane przez Chodorkowskiego tzw. Centrum Kierowania Śledztwami współpracowało z reporterami zamordowanymi w Republice Środkowoafrykańskiej, wspólnie przygotowując materiał na temat działalności rosyjskich najemników.