O rzekomych nielegalnych działaniach brytyjskiej służby dyplomatycznej poinformowano w specjalnym komunikacie opublikowanym na stronie internetowej rosyjskiego resortu spraw zagranicznych. Rosja oskarża Wielką Brytanię Jak podkreślono, chodzi o rzekome rozwieszanie plakatów propagandowych na nielegalnie okupowanych ukraińskich terytoriach, które Rosja uznaje za "nowe terytoria Federacji Rosyjskiej". "W ramach demarche, rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zwróciło uwagę Tomowi Doddowi z Ambasady Brytyjskiej w Moskwie na niedopuszczalne publikacje propagandowe brytyjskich placówek dyplomatycznych w naszym kraju podczas wyborów prezydenckich w Federacji Rosyjskiej, które miały charakter plakatowy i miały na celu zakłócenie procesu wyborczego na nowych terytoriach Rosji" - napisano. "Zwróciliśmy uwagę na absolutną niedopuszczalność takich działań, które uważamy za ingerencję w wewnętrzne sprawy Rosji i wrogą próbę wywarcia presji na niezależny system wyborczy w naszym kraju oraz wpłynięcia na wynik wyborów" - dodano. Rosyjskie MSZ w swoim komunikacie powołało się na "rażące naruszenie podstawowych zasad komunikacji dyplomatycznej", które zapisane są w Konwencji wiedeńskiej o stosunkach dyplomatycznych z 1961 roku. "Szczególnie podkreśla się, że wybory prezydenckie w Federacji Rosyjskiej, pomimo agresywnych prób zdyskredytowania ich ze strony Zachodu, wyraźnie pokazały bezprecedensową jedność narodu rosyjskiego, który popiera urzędującą głowę państwa i prowadzoną przez niego politykę. Zaleca się, abyśmy lepiej zwrócili uwagę na sytuację w Wielkiej Brytanii, gdzie wyraźnie zbliża się kryzys władzy" - podkreślono. Wybory w Rosji. Władimir Putin "wygrał" Zakończone w niedzielę rosyjskie wybory prezydenckie wywołały szereg konsekwencji w zakresie międzynarodowej dyplomacji. W poniedziałek resorty spraw zagranicznych Estonii i Mołdawii zdecydowały o wydaleniu z terytorium kraju rosyjskich dyplomatów, którzy brali aktywny udział w organizacji tego wydarzenia. Przedstawiciele kremlowskich władz dopuszczali się bowiem łamania wcześniejszych ustaleń dotyczących między innymi liczby lokali wyborczych w tychże państwach. "Ambasador Federacji Rosyjskiej Oleg Wesniecow został wezwany do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Ambasador Federacji Rosyjskiej otrzymał oficjalną informację, że jeden z pracowników ambasady został uznany za persona non grata na terytorium Republiki Mołdawii i musi opuścić kraj" - czytamy na stronie MSZ Mołdawii. Władze w Kiszyniowie swoją decyzję tłumaczą sytuacją, do którejj doszło w nieuznawanej Republice Naddniestrza, gdzie oficjalnie dopuszczono do utworzenia jednego lokalu wyborczego dla rosyjskich obywateli chcących wziąć udział w głosowaniu. Rosja nie zastosowała się jednak do tych ustaleń i otworzyła łącznie sześć takich punktów. Podobna sytuacja miała miejsce także w Estonii. Tam również przedstawiciele kremlowskich władz nie zastosowali się do wcześniejszych ustaleń dotyczących wyborów. "Ministerstwo Spraw Zagranicznych wezwało Charge d'Affaires Federacji Rosyjskiej w Estonii i wręczyło mu notę stwierdzającą, że pracownik ambasady rosyjskiej posiadający status dyplomatyczny został uznany za persona non grata. MSZ poinformowało przedstawiciela ambasady Rosji, że Estonia nie ma zamiaru tolerować działań Rosji przeciwko niepodległości i suwerenności" - podała służba prasowa estońskiego resortu spraw zagranicznych. W niedzielnych wyborach prezydenckich w Rosji wygrał Władimir Putin, zdobywając ponad 87 proc. głosów. Wynik ten nie jest uznawany przez społeczność międzynarodową. Komunikat w sprawie rosyjskich wyborów wydało m.in. polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych. W tekście opublikowanym na stronie internetowej podkreślono, że głosowanie "odbywało się w warunkach skrajnych represji wobec społeczeństwa, uniemożliwiając dokonanie swobodnego, demokratycznego wyboru". *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!