- Na pokładzie nie było i nie mogło być ani broni, ani żadnego rodzaju systemów lub elementów sprzętu wojskowego - podał informator z agencji. Z kolei szefowa wydziału konsularnego ambasady rosyjskiej w Ankarze, Jelena Kara-San, zapewniła, że "na razie nie ma mowy o tym, by ładunek przejęty przez służby tureckie pochodził z Rosji". Turcja zmusiła do lądowania w Ankarze samolot Airbus A320, którym z Moskwy do Damaszku leciało 35 pasażerów. Służby tureckie skontrolowały samolot i przejęły część ładunku - według rosyjskiej agencji ITAR-TASS więcej niż 10 opieczętowanych kontenerów. Dziennik turecki "Hurriet Daily News" podał, że niektóre z paczek zawierały "aparaturę telekomunikacyjną używaną do celów wojskowych". Samolot następnie kontynuował rejs do Syrii. Według mediów tureckich władze zatrzymały samolot, bo podejrzewały, iż na pokładzie może znajdować się broń ciężka przeznaczona dla reżimu syryjskiego prezydenta Baszara el-Asada. Od półtora roku siły Asada walczą w Syrii z rebelią antyrządową, a Rosja w tym konflikcie wspiera syryjskiego prezydenta. Władze Turcji uważają, że Asad powinien oddać władzę. Jednocześnie, napięcia między Turcją i Syrią bardzo się zaostrzyły, gdy 3 października z terytorium Syrii ostrzelana została turecka miejscowość przygraniczna Akcakale. Turcy ostrzelali w odpowiedzi cele w Syrii, sporadyczna wymiana ognia trwała jeszcze przez sześć dni.