"Kommiersant" w materiale na swej stronie internetowej określa kampanię przed wyborami we Francji jako "serię rozczarowań elektoratu swymi idolami". Najpierw takim rozczarowaniem okazali się przywódcy głównych partii lewicy i prawicy, potem były premier Francois Fillon i przywódca skrajnej lewicy Jean-Luc Melenchon. Na koniec szefowa Frontu Narodowego Marine Le Pen, która "uważana była za faworytkę pierwszej tury wyborów", a przed drugą turą "krok za krokiem traciła punkty". Tak więc - zdaniem dziennika - w rezultacie na korzyść Macrona zadziałało to, co wcześniej uważano za jego słabą stronę: "mieszanina poglądów lewicowych i prawicowych i brak wyraźnej afiliacji politycznej". Sprawiły one, że do dowodzonego przez Macrona ruchu En Marche!" przyłączyli się politycy i lewicy i prawicy. "Teraz zobaczymy, czy i on (Macron) nie rozczaruje swoich wyborców" - podsumowuje "Kommiersant". Niezależna "Nowaja Gazieta" ocenia, że w przededniu wyborów francuski system polityczny, "który już dawno się psuł, zaczął się sypać". "W ciągu ostatnich 35 lat i socjaliści i prawica, którzy kolejno zmieniali się u władzy, zrobili wszystko, żeby u większości Francuzów wywołać zniechęcenie do polityki i instytucji politycznych V Republiki" - podkreśla gazeta w komentarzu na stronie internetowej. Wskazuje, że z różnych powodów na wybory nie poszło ponad 30 procent wyborców. "I to jest jeszcze jedną demonstracją faktu, że Macron, nowo wybrany ósmy prezydent V Republiki, nie jest - przynajmniej na razie - kandydatem ani większości, ani nawet kandydatem 'kraju, który podzielił się na dwie części'. Jeśli kraj podzielił się, to na pięć części" - pisze "Nowaja Gazieta". Zdaniem niezależnego dziennika "jedyną nadzieją" pozostaje teraz liczenie na to, że Macron zapisze się w historii "nie tylko jako najmłodszy prezydent Francji, ale też jako prezydent, który przyniósł krajowi nowy impuls."