Jak zauważa dziś "Rzeczpospolita", zakaz obejmuje już 8 proc. wartości polskiego eksportu do Rosji. "Nie mam wątpliwości, że konflikt o świadectwa fitosanitarne i weterynaryjne ma podłoże polityczne. Przez ostatnie 15 lat było sporo takich konfliktów" - powiedział "Rz" Janusz Steinhoff, wicepremier w rządzie AWS. Przypomina on, że kilka tygodni temu Rosjanie zwrócili się do nas z wnioskiem o zmianę warunków umów o dostawy gazu. "Lista zapalnych postulatów ostatnio wyjątkowo się wydłuża i trzeba je szybko wyjaśnić" - mówi były wicepremier. Resort rolnictwa - gdzie trafił najnowszy wykaz - przeciera oczy ze zdumienia. Rozmów o pokonaniu kryzysu handlowego na razie nie ma, do wojny z kolei potrzebne są dwie strony, a na razie to tylko Rosja atakuje. Polska konsekwentnie przyjmuje ciosy. Rząd nie jest w stanie kontratakować i zająć zdecydowanego stanowiska, choć jednym z głównych powodów embarga podanym przez Rosjan jest - uwaga - "znalezienie szkodników w transporcie kwiatów". - My tutaj nie jesteśmy państwem, które mogłoby dyktować warunki - mówi RMF wiceminister rolnictwa, Lech Różański. - Chodzi o to, aby nie zagrozić naszym interesom - tłumaczy. Ale już gorzej w handlu być nie może. Nasz eksport mięsa i towarów pochodzenia roślinnego do Rosji przestał istnieć, jednak jak tłumaczy Różański "ciągle importujemy potężne ilości gazu i ropy, a więc ten handel jest". Tyle, że ten handel jest jednostronny. Posłuchaj relacji RMF: Tymczasem rząd ciągle czeka na stanowisko Brukseli oraz na zapowiadane rozmowy z Rosjanami. Jak jednak zwraca uwagę "Rz", Unia Europejska sugeruje, aby na razie samodzielnie porozumieć się z Rosjanami. Według Brukseli pierwszym etapem są kontakty na poziomie eksperckim miedzy Warszawą i Moskwą. Dopiero kiedy one nie przyniosą rezultatu, Warszawę może zastąpić Bruksela.