Taką prognozę przedstawia w rządowym dzienniku przewodniczący wpływowej Rady ds. polityki zagranicznej i obronnej Fiodor Łukjanow. Przypominając, że NATO przygotowuje się do lipcowego szczytu w Warszawie, politolog ocenia, że "i miejsce organizacji, i ogólna atmosfera podgrzewają oczekiwania"."Kraje uważające się za <przyfrontowe> (kraje bałtyckie, Polska i inne) liczą na wyrazistą demonstrację solidarności bloku i jego gotowości do oporu, czego symbolem powinny stać się decyzje o rozszerzeniu obecności sojuszu w Europie Wschodniej i Środkowej" - wskazuje Łukjanow. Natomiast "wielkie państwa europejskie" - jego zdaniem - "są gotowe do <wysłania sygnału> Rosji, ale nie chcą przeholować". Łukjanow pisze o Akcie Stanowiącym NATO-Rosja z 1997 roku, "ograniczającym stałą obecność wojskową sił sojuszu na terytorium nowych krajów członkowskich". "W Europie Wschodniej słychać apele o wypowiedzenie go, jako dokumentu, który stracił sens i o to, by już nie wiązać się żadnymi limitami" - wskazuje. Natomiast "w Europie Zachodniej i na razie w USA wolą, by formalnie z tej umowy nie rezygnować, a wprowadzić elastyczny system rotacji, tak aby stałej obecności (sił NATO) nie było, ale by tam stale się ktoś znajdował". Rosja - dodaje Łukjanow - "uprzedza, że nie będzie tolerować forteli", przy czym i w Moskwie "są zwolennicy idei, iż akt stał się anachroniczny". Jednak na szczeblu oficjalnym przeważa ocena, że "nie należy z niego rezygnować, ponieważ w pewnym stopniu zapobiega on otwartej militaryzacji Europy Wschodniej". "Decyzje szczytu NATO będą najprawdopodobniej jakimś kompromisem. Ale, tak jak to jest teraz, działaniom umiarkowanym będzie towarzyszyć nieumiarkowana retoryka - właśnie po to, by kompensować skromność rzeczywistych działań - co wywoła odpowiednią odpowiedź Rosji, i tak dalej" - podsumowuje Łukjanow. Jak dodaje, oznacza to pogłębienie obecnej sytuacji. Zobacz też: NATO wobec światowej łamigłówki bezpieczeństwa