Brytyjski dziennik podaje przykład dwóch rosyjskich żołnierzy, którzy zginęli walcząc u boku wojsk Baszara al-Asada. 38-letni Maksym Kolganow został zastrzelony w wymianie ognia z rebeliantami pod Aleppo na początku lutego, miesiąc później w okolicach Palmyry kula dosięgła jego rówieśnika i kolegę z oddziału Sergieja Morozowa. Chociaż, jak podaje "The Independent", w podobny sposób zginęło dotąd około stu Rosjan, Moskwa zaprzecza, aby rosyjscy żołnierze brali udział w działaniach lądowych w Syrii. Oficjalna wersja jest taka, że w działaniach zbrojnych bierze udział wyłącznie rosyjskie lotnictwo. Medale i 100 tys. USD odszkodowania Według informacji, do których dotarł Reuters polegli żołnierze otrzymują pośmiertnie medale za odwagę. Wraz z parafowaną przez Władimira Putina decyzją o ich przyznaniu, odznaczenia trafiają do rodzin zabitych. Rodziny mogą także liczyć na odszkodowania. Reuters dotarł do przynajmniej jednego przypadku, kiedy krewni zabitego żołnierza otrzymali od władz 100 tysięcy dolarów. W zamian mają zachować milczenie, bo - oficjalnie - Rosjan przecież na syryjskiej ziemi nie ma. Dlaczego zatem biorą udział w walkach? "The Independent" tłumaczy, że wysyłani przez Moskwę do Syrii żołnierze są zatrudniani przez prywatne syryjskie firmy do ochrony. Chociaż działają w Syrii nieoficjalnie, współpracują z rosyjską armią i mogą liczyć w kraju na przywileje, zarezerwowane wyłącznie dla żołnierzy odbywających służbę.