Obaj mężczyźni - jak przyznał szef rosyjskiej dyplomacji - są pracownikami rosyjskich służb specjalnych. Igor Iwanow twierdzi, że ich aresztowanie było nielegalne, gdyż nie mieli nic oni wspólnego z zabójstwem Jandarbijewa. - Wypełniali zadania o charakterze informacyjno-analitycznym, związane z przeciwdziałaniem międzynarodowemu terroryzmowi - stwierdził oburzony Iwanow. Problem w tym, że Moskwa wszystkich Czeczeńcow walczących o niepodległość nazywa terrorystami. A - jak pisze internetowa gazeta.ru - Iwanow długo opowiadał o tym, jak strasznym terrorystą był Jandarbijew, dając w ten sposób do zrozumienia, że rosyjskie służby specjalne miały prawo go zlikwidować. 52-letni Zelimchan Jandarbijew, były prezydent Czeczenii i jeden z głównych liderów czeczeńskich separatystów, zginął 13 lutego w stolicy Kataru - mieście Dauha. W jego samochodzie eksplodowała bomba. Jandarbijew żył od ponad trzech lat na emigracji w Katarze. Był pierwszym czeczeńskim rebeliantem, którego Rosja umieściła na ONZ-owskiej liście ugrupowań i osób podejrzanych o związki terrorystyczną siatką Osamy bin Ladena.