Liczba zagranicznych pracowników wzrosła w ubiegłym roku o 175 tys., natomiast liczba Brytyjczyków, którzy stracili pracę, wzrosła o 234 tys. - takie informacje przekazał wczoraj ONS (Office for National Statistics) w postaci oświadczenia dla prasy, co wywołało prawdziwą burzę wśród polityków. Publikacja tych danych zbiegła się w czasie z falą strajków przeciw pracownikom zza granicy. Badania pogorszyły sytuację, w wielu firmach pogłębiły się podziały między pracownikami brytyjskimi i pracownikami spoza Wielkiej Brytanii. Ujawnienie informacji dot. skali bezrobocia wśród obywateli Albionu i miejsc pracy dla imigrantów doprowadziło również do sporu między ONS (Office for National Statistics) a rządem. ONS w ubiegłym roku wywalczyło sobie niezależność od rządu po tym, jak coraz częściej kwestionowano wiarygodność publikowanych danych i sugerowano, że ministrowie manipulują liczbami dla własnych politycznych korzyści. Źródła rządowe utrzymują, że fakt opublikowania danych w ten sposób (w formie oświadczenia dla prasy) jest próbą wprowadzenia rządu w zakłopotanie po tym, jak usilnie serwowano brytyjskiej społeczności slogan "Brytyjska praca da brytyjskich pracowników". Miało być pięknie, a skończyło się kryzysem. W styczniu prawie 74 tys. osób złożyło wnioski o zasiłek dla bezrobotnych. Liczba osób bezrobotnych wzrosła do 1,97 mln w okresie między październikiem a grudniem, osiągając najwyższy pułap od sierpnia 1997 roku. Wczoraj sieć sklepów Makro ogłosiła, że zwolni 400 pracowników - informuje "The Times". Gordon Brown, usprawiedliwiając bulwersujące dane, podkreśla jednak, że odsetek imigrantów zatrudnionych na Wyspach wynosi zaledwie 8 proc., a to jest znacznie mniej niż w pozostałych krajach.