Jak twierdzą anonimowi rozmówcy gazety z amerykańskiego dowództwa, w ten sposób Rosjanie chcieli wymusić na Białym Domu bliższą współpracę w Syrii. Choć bombardowanie nadszarpnęło rosyjskie relacje z Pentagonem i CIA, to jednak Waszyngton wciąż dążył do kompromisu z Kremlem. Według doniesień, Amerykanie i Rosjanie zawarli w zeszłym tygodniu porozumienie, na mocy którego wspólnie mieli atakować pozycje islamistów z Frontu al-Nusra, który jest siatką Al-Kaidy w Syrii. Spotkało się to z obiekcjami ze strony Pentagonu i CIA, które uważają, że Waszyngton nie powinien oddawać pola Rosji, a przeciwstawić się agresywnej polityce Władimira Putina. Jednocześnie Kreml zgodził się zaprzestać nalotów na wspieranych przez Amerykanów rebeliantów w Syrii. Wciąż trwają rozmowy dotyczące celów, które Rosjanie mogliby zaatakować w porozumieniu z Białym Domem. The Wall Street Journal opisuje również szczegóły ataku na bazę amerykańsko-brytyjską w Syrii, w której nie było jednak sił sprzymierzonych. Po pierwszym nalocie, Amerykanie skontaktowali się z rosyjskim sztabem i zażądali przerwania akcji. W odpowiedzi 90 minut później baza została ponownie zbombardowana. Co więcej, dokonujący nalotu rosyjscy piloci nie korzystali z częstotliwości radiowych, którymi Waszyngton i Moskwa miały się kontaktować w nagłych przypadkach. W nalocie śmierć poniosło co najmniej czterech syryjskich rebeliantów stacjonujących w bazie. Po wszystkim Rosjanie tłumaczyli, że byli pewni, iż atakują bazę terrorystów z tak zwanego Państwa Islamskiego. Amerykanie nie przyjęli jednak tych tłumaczeń twierdząc, że ich baza była zupełnie inaczej ufortyfikowana, niż obozy dżihadystów i Rosjanie musieli mieć świadomość, jaką bazę bombardują - pisze "The Wall Street Journal". Później Rosjanie twierdzili, że na bazę naprowadzić mieli ich Jordańczycy. Amerykanie sprawdzili to doniesienie. Jak się okazało, strona jordańska nie kontaktowała się z rosyjskim lotnictwem w tej sprawie. Wreszcie Moskwa uciekła od odpowiedzialności argumentem, że Amerykanie nie poinformowali ich o istnieniu bazy, stąd nalot nie został odwołany. Od czasu bombardowania relacje amerykańsko-rosyjskie w Syrii są bardzo napięte - kończy gazeta.