Na razie nikt w Rosji nie powiedział tego wprost, ale raport Władimira Ruszajły, który jest szefem komisji rządowej badającej okoliczności tragedii, dość jednoznacznie sugeruje, że samolot został zestrzelony przez rakietę. Raport mówi, że Tu-154 został zniszczony w wyniku trafienia o charakterze wybuchowym. Ponadto komisja ustaliła, że znalezione szczątki kadłuba są podziurawione tak, jak robią to odłamki pocisku rakiety. Ponadto na miejscu katastrofy znaleziono obce przedmioty, które nie są fragmentami kadłuba i nie mogły również znaleźć się w bagażu pasażerów. Trwa identyfikacja tych przedmiotów. Równocześnie minister obrony Rosji Siergiej Iwanow zwrócił się z oficjalną prośbą do Kijowa o przekazanie informacji na temat manewrów ukraińskiej armii, które odbywały się na Krymie. Jak powiedział Iwanow, Rosjanie chcą dokładnych danych na temat rakiety S200, wystrzelonej 3 minuty przed katastrofą samolotu. Tymczasem Ukraina zaprzeczają jakoby w Tu-154 trafiła ich rakieta. Jak powiedział wczoraj w Lublinie prezydent Leonid Kuczma wszyscy specjaliści zarówno ukraińscy, jak i rosyjscy wykluczają możliwość takiego rodzaju zdarzenia. Kuczma zapewnił, że lot rakiety został zarejestrowany. - Uległa ona samozniszczeniu zanim doszło do katastrofy, a szczątki samolotu spadły do morza w odległości 70 kilometrów od tego co z niej zostało - poinformował Kuczma. Poza tym cele, do których strzelano znajdowały się na wysokości nie większej niż 1000 metrów i ponad 30 kilometrów od wyrzutni. Jeśli już rakieta miałaby trafić w samolot, to byłby to raczej ten, który jako pierwszy poinformował o katastrofie, czyli ormiański Antonow, bo leciał on bliżej miejsca strzelania niż rosyjska maszyna, a poza tym niżej i wolniej. Był dla Tu 154 swego rodzaju tarczą.