"Pewność siebie Moskwy oraz błędne przekonanie Zachodu, że ma do czynienia z supermocarstwem oparte są na czterech przesłankach: Rosja jest drugim po Ameryce mocarstwem atomowym, ma największą powierzchnię, dysponuje jedną czwartą światowych rezerw gazu i jest drugim producentem ropy na świecie, i wreszcie - stale zasiada w Radzie Bezpieczeństwa ONZ" - pisze gazeta w analizie na temat konfliktu na Kaukazie. Jednak - jak dodaje - po dokładnej ocenie przynajmniej trzy z tych przesłanek są niewiele warte. "Atomowy arsenał Rosji nie był modernizowany od 1992 roku. USA twierdzą, że Moskwa nie byłaby zdolna odpowiedzieć na atak" - ocenia "FTD". Cytowany przez gazetę niemiecki analityk, znawca spraw Europy Środkowej i Wschodniej Hans Hennig Schroeder komentuje, że rosyjska broń atomowa jest jedynie "czysto politycznym narzędziem presji". Dodaje, że przestarzały konwencjonalny potencjał militarny Rosji powoduje, iż jednoznacznie uległaby NATO. Także prawo weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ nie jest niezwyciężonym orężem. Przykład Kosowa pokazał, że nawet w przypadku blokady ze strony Rosji "USA i tak robią, co chcą" - ocenia Schroeder. "Najbardziej stabilnym filarem rosyjskiej pewności siebie są surowce, którym kraj ten zawdzięcza błyskawiczny rozkwit. (...) Ale Rosjanie przeceniają również swą gospodarczą siłę" - pisze "FDT". Według cytowanego przez dziennik Andersa Aslunda, eksperta waszyngtońskiego Instytutu Gospodarki Międzynarodowej im. Petera G. Petersona, wkład Rosji w światowy produkt socjalny brutto wynosi zaledwie 2,5 procent. "To bardzo mało" - mówi Aslund. Przewiduje on, że wykorzystywanie surowców jako środków politycznego nacisku na "starych wasali", jedynie zaszkodzi Rosji. "Zachód się odwróci od Moskwy i poszuka nowych partnerów" - ocenia. Wskazuje także, że ogromna większość mieszkańców Rosji nie ma udziału w dobrobycie, co grozi konfliktem socjalnym.