Ministerstwo obrony Rosji poinformowało, że centrum ostrzegania przed atakiem rakietowym w Armawirze w Kraju Krasnodarskim, na południu Rosji, odnotowało o godzinie 10.16 czasu moskiewskiego (8.16 czasu polskiego) start dwóch "celów balistycznych" na Morzu Śródziemnym. "Trajektoria tych celów prowadzi ze środkowej części Morza Śródziemnego w kierunku wschodniej części wybrzeża tego akwenu" - podały rosyjskie agencje, powołując się na rosyjski resort obrony. Szef tego ministerstwa Siergiej Szojgu poinformował prezydenta Władimira Putina o wystrzeleniu rakiet. Libańska telewizja Al-Manar, powołując się na syryjskie siły bezpieczeństwa podała, że syryjski system radarowy wczesnego ostrzegania nie wykrył żadnych obiektów balistycznych uderzających w terytorium Syrii. Informację, że w Damaszku nie ma oznak ataku rakietowego lub eksplozji potwierdziła też ambasada Rosji w stolicy Syrii. Izrael, który wcześniej za pośrednictwem rzeczniczki sił zbrojnych twierdził, że nic mu nie wiadomo o wystrzeleniu jakichkolwiek obiektów balistycznych na Morzu Śródziemnym, przyznał, że przeprowadził "z sukcesem" tego dnia o godzinie 9.15 czasu lokalnego (8.15 czasu polskiego) próbę rakietową na tym akwenie. Według izraelskiego resortu obrony odpalono pocisk wykorzystywany jako cel przeznaczony do strącenia przez tarczę antyrakietową. Izraelskie media potwierdziły, że pociski były wystrzelone z morza i z bazy sił powietrznych w środkowym Izraelu. Poinformowały też, że próba ta była prowadzona w ramach ćwiczeń wojskowych izraelsko-amerykańskich, choć Amerykanie nie odpalali żadnych rakiet. Według ekspertów, jeśli Stany Zjednoczone i ich sojusznicy zdecydują się uderzyć na cele wojskowe w Syrii w odpowiedzi na dokonany 21 sierpnia przez reżim Baszara el-Asada atak chemiczny na przedmieściach Damaszku, użyte do interwencji zostaną samoloty i okręty z pociskami rakietowymi, znajdujące się we wschodniej części Morza Śródziemnego.