Według portalu PBK, zagrożeni są wszyscy ludzie kultury dostający państwowe wsparcie. Znany reżyser, dyrektor artystyczny teatru Centrum Gogola Kiriłł Sieriebriennikow został zatrzymany pod zarzutem zdefraudowania środków publicznych "na dużą skalę". Sąd zastosował w środę wobec niego areszt domowy do 19 października, nie godząc się, aby reżyser mógł w tym czasie odwiedzać teatr i pracować nad zdjęciami do filmu, o co wnioskowała jego obrona. "Wiedomosti" podkreślają, że decyzję o areszcie domowym podjęto mimo poręczenia 34 osób, w tym znanych reżyserów, aktorów, dziennikarzy i działaczy społecznych, m.in. dyrektora Teatru Bolszoj Władimira Urina czy dyrektora artystycznego teatru Satirikon Konstantina Rajkina. Sztuka a polityka Dziennik przytacza opinię politologa Michaiła Winogradowa, że takie wydarzenia mogą stać się poważną przeszkodą w mobilizacji ludzi kultury po stronie obozu władzy na wyborach prezydenckich w marcu 2018 r. Co najmniej jeden poręczający należał do grona pełnomocników Putina w kampanii prezydenckiej 2012 r. Inna poręczająca, aktorka, nagrała wideo z poparciem dla Putina. Portal RBK podkreśla, że areszt domowy dla Sieriebriennikowa stwarza zagrożenie dla wszystkich ludzi kultury otrzymujących państwowe subsydia. Poproszeni przez portal o opinię poręczyciele Sieriebriannikowa twierdzą, że nieprawidłowości można znaleźć "w dowolnym teatrze, na festiwalu, w muzeum, które prowadzą mniej czy bardziej aktywną politykę artystyczną". Reżyser Aleksiej Gierman junior uważa, że wspomniane ryzyko wynika m.in. z ciągłego zaostrzania zasad przyznawania dotacji. "Zakładam, że (w wydatkach założonej przez Sieriebriennikowa grupy teatralnej Siódme Studio) pewne liczby mogły się w trakcie zmieniać. Składano wniosek o jakąś sumę, a w trakcie okazywało się, że koszty są inne" - powiedział. Kłopotliwe dotacje Reżyser Pawieł Łungin ocenił, że w formalnościach związanych z państwowym finansowaniem nie zawsze bierze się pod uwagę specyfikę procesu tworzenia spektaklu czy filmu i dlatego reżyserzy oraz producenci muszą dopuszczać się nieprawidłowości. "Najpoważniejszą trudnością jest niezrozumienie specyfiki kina. Dają ci pieniądze, jakby to była inwestycja w fabrykę skarpetek. Powinieneś w konkretnym terminie dostarczyć film i zupełnie nie bierze się pod uwagę, że aktor może być niegotowy, a reżyser może być niezadowolony czy też może dłużej montować.(...) Przy tym zupełnie nie ocenia się jakości filmu" - zaznaczył Łungin. RBK pisze, powołując się na swych rozmówców, że finansowanie przez państwo jest w Rosji jedyną możliwością realizowania wielu projektów w dziedzinie kultury, a przy tym procedura otrzymywania środków i rozliczania się teoretycznie stwarza ryzyko dla praktycznie każdego menedżera. "Jest tylko jeden sposób, aby w pełni przestrzegać prawa - niczego nie realizować, nic nie robić" - oceniła scenarzystka i reżyserka Awdotja Smirnowa. Jak podkreśliła, z niektórych wydatków nie sposób się rozliczyć. Na przykład aby kręcić zdjęcia na ulicy, trzeba ją zamknąć. To zaś może zrobić tylko policja drogowa, ale w spisie jej działań nie ma takiej usługi, nie sposób więc rozliczyć się z niej w sposób oficjalny. Smirnowa przytoczyła też inny przykład - od niedawna w umowie ze scenarzystami znajduje się punkt o czasie trwania przyszłego filmu. "U jednych moich przyjaciół organy śledcze przeprowadziły potem kontrolę. Według dokumentów studio miało wyprodukować film trwający 90 minut, ale film miał ostatecznie 84 minuty, bo taka była autorska wersja montażu. Ale w oczach organów śledczych pieniądze przeznaczone na produkcję sześciu minut filmu zostały skradzione" - powiedziała. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej uważa, że w latach 2011-14 zdefraudowano środki z budżetu, przyznane na program popularyzacji sztuki współczesnej prowadzony przez Siódme Studio. Wysokość zdefraudowanej rzekomo sumy to 68 mln rubli (ok. 4 mln zł). Sieriebriennikow nie przyznaje się do stawianych mu zarzutów. Sieriebriennikow jest jednym z najbardziej znanych rosyjskich reżyserów filmowych i teatralnych. Od 2012 r. jest dyrektorem artystycznym teatru Centrum Gogola, który stał się ważnym ośrodkiem życia kulturalnego Moskwy. Realizowane tam śmiałe interpretacje utworów klasycznych i baletów awangardowych stały się zmorą dla rosyjskich działaczy religijnych i Ministerstwa Kultury, które uznało adaptacje rosyjskich klasyków w Centrum Gogola za "niewłaściwe".