Siedmioosobowa polska ekipa codziennie rano wyjeżdża z hotelu w centrum Smoleńska i wraca po zakończeniu dnia roboczego. Ich przejazdowi na teren lotniska wojskowego Smoleńsk Północny (Siewiernyj) można towarzyszyć jedynie do miejsca, gdzie z ruchliwej ulicy Frunzego skręca w lewo droga prowadząca do bramy wjazdowej lotniska. Na tym zakręcie już w poniedziałek pojawił się samochód policji drogowej i kilku funkcjonariuszy, którzy nie pozwalają przejechać dalej. Sytuacja powtarza się w kolejnych dniach. Funkcjonariusze nie chcą wyjaśnić, jakie służby reprezentują, odpowiadają ogólnie: "siły zbrojne Federacji Rosyjskiej". Gdy samochody dziennikarzy podjeżdżają w ślad za autem wiozącym prokuratorów i zatrzymują się, funkcjonariusze natychmiast się zbliżają. Na pytania, czy można filmować drogę wjazdową, odpowiadają przecząco, nie pozwalają także podejść w tym kierunku, by popatrzeć, co się dzieje. O wszystkich zakazach informuje dwóch mężczyzn ubranych w wojskowe stroje maskujące, z zasłoniętymi twarzami. Powołują się na to, że lotnisko jest obiektem chronionym, ale przyznają, że środki te mają związek z "działaniami śledczymi" i pracą "polskiej delegacji". Takie ograniczenia pojawiły się już podczas poprzedniej wizyty prokuratorów w Smoleńsku w maju br. Warunki podczas pierwszej ich wizyty, jesienią 2018 roku, były inne: wtedy dziennikarze mogli wjechać na drogę wiodącą do bramy, fotografować i filmować. Ograniczeniem dla kamer była duża ciężarówka wojskowa, którą ustawiono tak, aby zasłaniała widok na to, co znajduje się w głębi, już za wjazdem. Brak zainteresowania miejscowych mediów Podczas obecnej wizyty prokuratorzy nie udzielają wypowiedzi dziennikarzom, którzy przyjechali do Smoleńska. Media rosyjskie nie podały żadnych informacji poza przekazaniem komunikatu wystosowanego w poniedziałek przez Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej. Powtórzyły ten komunikat również media lokalne w Smoleńsku, które informację o pobycie polskich prokuratorów w tym mieście podają wyłącznie za mediami centralnymi. Brak zainteresowania miejscowej prasy tym tematem potwierdzają także funkcjonariusze przy lotnisku. Pytani o to, czy przyjeżdżały tu media rosyjskie, odpowiadają, że raczej nie. Ponad dziewięć lat od tragedii z 10 kwietnia 2010 roku mieszkańcy Smoleńska, pytani o nią, udzielają bardzo podobnych odpowiedzi jak w poprzednich latach. Starsza kobieta o imieniu Ksenia wspomina, że o tym, co się zdarzyło, dowiedziała się z radia. Nigdy nie była na miejscu katastrofy, ale zaznacza, że była w Katyniu, i mówi o zabitych oficerach. Jest przekonana, że pomnika na miejscu katastrofy nie ma, dlatego że nie chciała tego strona polska. W rzeczywistości projekt nie został zrealizowany z powodu zastrzeżeń wysuniętych przez stronę rosyjską. "Słyszeliśmy, że strona polska żąda przekazania wraku samolotu, a nasi się nie zgodzili" - zauważa Ksenia. Jej zdaniem, sprawa powinna zostać rozwiązana w oparciu o prawo międzynarodowe. Kobieta zastanawia się, co mówią przepisy międzynarodowe o sytuacji, gdy do katastrofy doszło na terytorium Rosji i gdy trwa śledztwo. Na zakończenie rozmowy dodaje w zamyśleniu: "Trzeba, aby narody się przyjaźniły". Prace rozpoczęły się w poniedziałek Przedstawiciele Prokuratury Krajowej prowadzili prace w Smoleńsku od poniedziałku. PK poinformowała, że chodzi o zaplanowane czynności procesowe. Komitet Śledczy FR ogłosił, że działania polskich specjalistów "prowadzone są z zastosowaniem zdjęć i nagrań wideo" oraz że polska delegacja prowadzi oględziny wraku "przy udziale pracowników Głównego Zarządu Śledczego i Głównego Zarządu Kryminalistyki (Ośrodka Kryminalistyki) Komitetu Śledczego". Wrak polskiego samolotu znajduje się w hangarze na płycie lotniska Smoleńsk Północny. Przedstawiciele polskich władz wielokrotnie podnosili sprawę jego zwrotu w rozmowach ze stroną rosyjską. W maju br. szef MSZ Jacek Czaputowicz poruszył ten temat na spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. 10 kwietnia 2010 roku samolot Tu-154M z polską delegacją udającą się na obchody 70. rocznicy zbrodni katyńskiej rozbił się pod Smoleńskiem. Zginęło 96 osób, w tym prezydent RP Lech Kaczyński wraz z małżonką oraz wielu wysokich rangą urzędników państwowych i dowódców wojskowych. Ze Smoleńska Anna Wróbel