To tylko jedno z wielu przeprowadzonych ostatnio w Rosji działań, których oczywistym rezultatem jest wzrost ksenofobicznych nastrojów w społeczeństwie: nastrojów, których główną ofiarą stają się żyjący w Rosji muzułmanie. Polub profil raportu "Środek-Wschód" na Facebooku "Jeśli dawniej potrzeba było pięciu urzędników Federalnego Biura Migracyjnego, żeby sprawdzić i przebadać cel, tak teraz wystarczy wysłać jednego-dwóch urzędników i dodatkowo czterech-pięciu ochotników, żeby wykonać takie samo zadanie" - powiedział dziennikarzom Pierwogo Kanala Aleksiej Majorow, szef Departamentu Bezpieczeństwa Moskwy. Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej" Każdy, kto zna Pierwyj Kanal, wie, że nie ma w nim wiele miejsca na wątpliwości. Materiał prezentowany przez państwową telewizję zawierał jednak na wszelki wypadek odpowiedzi na pytania, które i tak się w nim nie pojawiły. Dowiadujemy się z niego, że ochotnicy nie będą mogli sami sprawdzać dokumentów i wypełniać protokołów: mają jedynie "służyć pomocą, informować i pomagać w zatrzymaniu, jeśli imigrant spróbuje uciec" - twierdzi Olga Kiriłłowa, kierownik Biura Migracyjnego w Moskwie. "Już na pierwszym etapie odrzucamy ludzi wrogo nastawionych wobec innych narodów" - dodaje urzędniczka. Dobrowolcy Wątpliwości jednak pozostają. Jednym z argumentów za powołaniem patrolu była możliwość ograniczenia nadużyć wobec migrantów ze strony urzędników. Tymczasem, mimo zapewnień Biura Migracyjnego, trudno uwierzyć, że godzący się pracować za darmo ochotnicy w rzeczywistości nie kierują się ksenofobicznymi i rasistowskimi pobudkami. Drużyny wolontariuszy będą wyłapywać nielegalnych imigrantów na dworcach, placach budowy, targowiskach, centrach handlowych, fabrykach, a nawet w prywatnych mieszkaniach, jeśli zajdzie taka potrzeba. Obrońcy praw człowieka za najbardziej niepokojące uważają przepisy, które pozwalają wolontariuszom zatrzymać i przekazać podejrzanego policji. "Potrzebujesz naprawdę poważnych powodów, żeby zatrzymać człowieka. Czasami nawet policjanci nie są do tego uprawnieni. A teraz przyzwolimy na to przypadkowym i prawdopodobnie również agresywnym ludziom" - komentuje nowe regulacje Swietłana Ganuszkina ze stowarzyszenia Memoriał. Ganuszkina dodaje również, że jest zaniepokojona wzrostem liczby incydentów o podłożu ksenofobicznym czy intensyfikujących ksenofobiczne nastroje. 700 terrorystów Lektura rosyjskich mediów potwierdza jej obawy. 8 lutego w jednym z największych centrów handlowych Petersburga przeprowadzono zorganizowaną akcję, której oficjalnym celem było przeciwdziałanie terroryzmowi. 20 agentów FSB przy pomocy 40 żołnierzy Służb Szybkiego Reagowania i OMON-u oraz 40 urzędników Centrum "E", czyli oddziału Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Rosji przeznaczonego do walki z ekstremizmem, weszło na teren centrum handlowego Araskin Dwor, kierując się w stronę muzułmańskiego domu modlitwy. Uzbrojone po zęby oddziały pozwoliły znajdującym się wewnątrz ludziom dokończyć piątkową modlitwę, po czym zaczęły wyprowadzać wszystkich do samochodów. Potraktowano w ten sposób ponad 700 osób, z czego na dłużej w Centrum "E" zatrzymano 250: w większości przypadków obywateli innych państw. Na popularnych wśród muzułmanów forach i portalach czytelnicy zareagowali ironicznie: "ach! W Petersburgu zatrzymano 700 terrorystów!". Celem przeprowadzonych działań było zatrzymanie jednego człowieka, podejrzanego o wspieranie terroryzmu na podstawie wpisów umieszczanych w socjalnej sieci V kontakte. Angażowanie tego typu środków oraz zakrojonej na tak szeroką skalę akcji przy udziale kamer jest oczywistym absurdem. Zarówno relacje świadków, jak i nagrania pokazują, że ze wszystkimi zatrzymanymi osobami obchodzono się jak z przestępcami. Świadkowie opowiadają, że byli bici przez oficerów OMON-u, a z budynku wyprowadzano ich z użyciem siły, chociaż nie było to konieczne. Skala wydarzenia znalazła oczywiście swoje odbicie w mediach, które chętnie relacjonowały sukces służb specjalnych. Coś z niczego Stygmatyzacja muzułmanów trwa nadal. Media coraz chętniej donoszą o każdym incydencie, w który zaangażowani są przedstawiciele muzułmańskich mniejszości. Gdyby z takim samym zapałem opowiadały o rasizmie czy zabójstwach popełnianych przez osoby o "niesłowiańskim" wyglądzie oraz o organizacjach neonazistowskich, z pewnością społeczne nastroje w Rosji byłyby inne. W lutym społeczności Północnego Kaukazu zaangażowane były w awanturę, którą wywołała pijacka burda w Stawropolu. Grupa nietrzeźwych Inguszów zaatakowała wziętych za kogoś innego Kozaków. W rezultacie jeden z nich został ugodzony nożem i w ciężkim stanie trafił do szpitala. Chociaż incydent nie miał podłoża narodowościowego, to właśnie konflikt narodowościowy wywołał. Przywódcy stawropolskich Kozaków wezwali do wygnania rodzin zaangażowanych w burdę Inguszów, a nastroje uliczne niebezpiecznie zbliżyły się do pamiętnych wydarzeń z 2006 roku w Kondopogie w Karelii, gdzie podobny incydent przerodził się w trwające 9 dni zamieszki na tle narodowościowym. Stawropolski kraj jest zamieszkany głównie przez Rosjan, ale żyje w nim również wielu imigrantów z sąsiednich republik. To przeciwko ich obecności postanowiła zaprotestować ksenofobicznie nastrojona młodzież, która swoje informacje czerpała z mediów, później chętnie zniekształcając je na portalach internetowych. "Uderzenie nożem" szybko stało się "licznymi ranami zadanymi nożem", a ofiara, czyli jeden z szeregowych Kozaków, stał się "liderem ruchu kozackiego". Organizatorzy protestów poszli nawet o krok dalej i zażądali wyjścia Stawropolskiego Kraju z Północnokaukaskiego Okręgu Federalnego. Z ręką w nocniku Argument "walki z terroryzmem" znajduje zrozumienie w rosyjskim społeczeństwie, dla rządzących Rosją wydaje się jednak tylko kolejną okazją do udowodnienia swojej siły i zdecydowania. Można jednak odnieść wrażenie, że decydenci nie zdają sobie sprawy z problemów, które może wywołać dalsza stygmatyzacja rosyjskich muzułmanów. Ciężko jest identyfikować się z państwem, przez które jest się traktowanym na każdym kroku jak potencjalny przestępca, tylko dlatego że wygląda się nieco inaczej. Można również zastanowić się nad skutkami ekonomicznymi, które wywołałoby ziszczenie się marzeń rosyjskich ksenofobów. Kto zająłby na rynku pracy miejsca, które pozostawiliby po sobie imigranci? Rosyjskie społeczeństwo pogrążone jest w licznych problemach, a liczba ludności stale spada - statystyki są dla "słowiańskich" Rosjan bezlitosne. Jeżeli Moskwa w dalszym ciągu będzie przekładać stygmatyzację nad adaptację, za jakiś czas obudzi się z zupełnie nowymi problemami. O wiele cięższymi do rozwiązania. Tomasz Zawisko jest stałym współpracownikiem tygodnika "Kultura Liberalna". Czytaj więcej na stronach "Nowej Europy Wschodniej"