Rosyjsko-chińskie weto wobec projektu rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ, potępiającej przemoc wobec cywilów i domagającej się ustąpienia prezydenta Baszara el-Asada, miało przewidywalny skutek: Syria jest coraz bliżej wojny domowej na pełną skalę - pisze brytyjski dziennik. Rodzina Asadów jest od lat strategicznym sojusznikiem Moskwy. Rosja chce zachować swą bazę wojskową w syryjskim porcie Tartus nad Morzem Śródziemnym i utrzymać wielki rynek zbytu dla swego kompleksu zbrojeniowego, a wszystko to wpisuje się w głoszoną przez Kreml doktrynę nieingerowania w wewnętrzne sprawy innych państw - wylicza "FT". Konflikt w Syrii służy też do pokazania mocarstwowych ambicji Rosji i zadowolenia własnych wyborców, jednak - jak pisze "FT" - "machanie szabelką za granicą nie skrywa pustki na własnym podwórku". Tymczasem "prawda, od której nie da się uciec, jest taka, że krajobraz geopolityczny w regionie uległ zmianie. USA i Rosja (ZSRR) kiedyś były w stanie jasno wyznaczać swoje strefy wpływów, teraz państwa arabskie ogłaszają, że Bliski Wschód należy do nich" - ocenia dziennik. Nie zgadzając się na potępienie przemocy dokonywanej przez reżim syryjski, "Rosja ustawiła się po złej stronie tego historycznego procesu. (...) Po początkowych wahaniach Waszyngton stanął po stronie reformatorów, zaś Moskwa objawiła się w roli obrońcy autorytarnego status quo" - ocenia dziennik. Zdaniem "FT" Chiny również błędnie interpretują opinię świata arabskiego i społeczności międzynarodowej. "Doktryna nieingerowania w sprawy innych państw kiedyś mogła być postrzegana jako niezbędna ochrona przed zakusami zachodnich imperialistów. Teraz coraz bardziej wygląda na wymówkę dla popierania prześladowań" - pisze gazeta.