Nie ma szans na ich identyfikację, gdyż prawdopodobnie większość nie ma żadnych krewnych. Część wychowała się w domach dziecka, skąd zostali wysłani na wojnę i tam zapomniani. Nie mieli żadnych znaków rozpoznawczych i nikt ich nie szuka. Pochowano dzisiaj szczątki tych, którzy zginęli w czasie osławionego noworocznego szturmu Groznego w styczniu 1995 roku. Ich ciała przez wiele tygodni leżały na ulicach miasta, obgryzane przez psy. To szczątki tych, którzy spłonęli w czołgach, albo zostali rozerwani na strzępy przez pociski artyleryjskie. - Niech im ziemia lekką będzie - powiedział podczas zbiorowego pogrzebu generał Waleryj Maniłow, pierwszy zastępca szefa sztabu generalnego rosyjskiej armii. Dodał, że żołnierze będą ginąć tak długo, aż terroryzm w Czeczenii zostanie wykorzeniony. Na szczęście płaczące kobiety prawie go nie słyszały. Na cmentarz przyjechały z całej Rosji matki żołnierzy, które wciąż nie mogą odnaleźć zaginionych synów. Jednak w zakopanych dzisiaj trumnach nie było szczątków ich dzieci. Gdzie są, nie wiadomo, a władzom jest to obojętne. Nie chcą pomagać w poszukiwaniach. - Szósty rok mija i niczego nie mamy. Co dostaliśmy? Te mogiły? Nawet jeśli mój syn zginął, to chcę, żeby miał swój grób tam, gdzie mój dom, na mojej ziemi, tam, gdzie się urodził, gdzie ja żyję i gdzie umrę - powiedziała jedna z kobiet. Posłuchaj relacji reportera RMF FM w Moskwie, Andrzeja Zauchy: