"Liczba akcji protestacyjnych w rosyjskich regionach wzrosła o półtora raza w porównaniu z ubiegłym rokiem. W rosyjskich środkach masowego przekazu trudno jednak znaleźć jakąkolwiek wzmiankę na ten temat" - pisze autor artykułu Witalij Słowiecki. Dziennikarz powołuje się na dane niezależnego Centrum Praw Pracowniczych, które twierdzi, że w pierwszym półroczu 2015 r. odnotowano w Rosji około 189 akcji, czterokrotnie więcej niż w 2008 r. "W ciągu ostatnich dwóch tygodni doszło do protestu w dwudziestu regionach Federacji Rosyjskiej. W Taganrogu (obwód rostowski) uczestnicy mitingu domagali się ustąpienia mera. W ważnym ośrodku przemysłu motoryzacyjnego Togliatti (obwód samarski) kilka tysięcy robotników uczestniczyło w strajku w związku z planowaną redukcją zatrudnienia. W pozostałych przypadkach chodziło o cięcia budżetowe, które uderzają w lokalną oświatę i świadczenia socjalne" - zauważa. Przemilczają protesty Próbując odpowiedzieć na pytanie, dlaczego media publiczne przemilczają protesty, autor przytacza opinię politologa Dmitrija Orieszkina, który uważa, że tematyka ta nie wpisuje się w oficjalną narrację Kremla. "Wracamy w wirtualny świat czasów radzieckich. Żaden dziennikarz nie zaryzykuje artykułu o protestach, bo nie chce być uznany za zdrajcę narodu. Protesty nie pasują do idei podnoszenia się Rosji z kolan" - podkreśla. Drugą przyczyną jest słabe zorganizowanie protestujących. "To są akcje spontanicznie. Oficjalne, ogólnokrajowe związki zawodowe nie mają z tymi protestami nic wspólnego. Organizatorami mobilizacji są zazwyczaj niewielkie związki zawodowe. Strukturom tym niezwykle trudno walczyć o prawa pracownicze nawet w skali zakładu pracy" - podkreśla politolog. Rozmowy z protestującymi Przewodnicząca niezależnego stowarzyszenia adwokatów "O prawa człowieka" Maria Bast twierdzi z kolei, że władze regionalne nie widzą potrzeby prowadzenia rozmów z protestującymi, ponieważ środki masowego czasu uparcie pomijają ten temat. "Milczą zaś, bo tego oczekują od nich władze. Wielokrotnie byliśmy informowani o naciskach, jakim poddawani są dziennikarze lokalnych mediów" - podsumowuje.