Rzecznik resortu gen. Igor Konaszenkow powiedział, że "to, co teraz robi Waszyngton, czyli przejmowanie pól naftowych we wschodniej Syrii pod zbrojną kontrolę, jest po prostu międzynarodową bandycką polityką". Zdaniem rzecznika "wszystkie złoża węglowodorów i inne surowce znajdujące się na terytorium Syrii nie należą do terrorystów z Państwa Islamskiego, a tym bardziej do 'amerykańskich obrońców przed terrorystami', ale wyłącznie do Syryjskiej Republiki Arabskiej". "Prawdziwa przyczyna tej nielegalnej akcji Stanów Zjednoczonych w Syrii jest daleka od ideałów głoszonych przez Waszyngton i od haseł walki z terroryzmem" - stwierdził Konaszenkow. Stany Zjednoczone chcą być pewne, że IS nie uzyska dostępu do pól naftowych w Syrii W sobotę Syryjskie Obserwatorum Praw Człowiak podało, że amerykański konwój kilkunastu pojazdów opancerzonych jechał na południe od północno-wschodniego miasta Kamiszli, prawdopodobnie kierując się do bogatego w ropę obszaru Dajr az-Zaur. Konwój wcześniej przybył do Syrii prawdopodobnie z Iraku. W piątek minister obrony USA Mark Esper oznajmił, że Stany Zjednoczone chcą być pewne, że Państwo Islamskie (IS) nie uzyska dostępu do pól naftowych w Syrii. Z tego powodu Pentagon rozważa rozlokowanie w ich pobliżu amerykańskich żołnierzy i pojazdów opancerzonych. W związku z tym Amerykanie - jak mówił Esper na konferencji prasowej podczas spotkania ministrów obrony państw NATO w Brukseli - utrzymają "ograniczoną obecność" w Syrii i nie wykluczają przemieszczenia oddziałów. Minister nie podał jednak szczegółów dotyczących liczebności amerykańskich wojsk w ogarniętym konfliktem kraju. Wcześniej amerykańska prasa pisała, że Pentagon ma zamiar utrzymać w Syrii kontyngent liczący ok. 500 żołnierzy, którzy mają być rozlokowani w okolicach Dajr az-Zaur.