Niedawno rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow stwierdził, że ćwiczenia wojskowe w Polsce "nie przyczyniają się do budowy atmosfery zaufania i bezpieczeństwa w Europie". Z kolei minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow uznał, że warszawski szczyt Sojuszu może mieć takie konsekwencje, iż Rosja podejmie zdecydowane kroki, aby odpowiedzieć swoim partnerom z Zachodu. Chodziło zarówno o aktywność taką jak ćwiczenia "Anakonda", ale przede wszystkim o rozmieszczenie w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii dodatkowych oddziałów. Kwestią, która najbardziej niepokoi Moskwę są wyrzutnie amerykańskich rakiet uruchomione w Rumunii i planowane w Polsce. Zdaniem niezależnych ekspertów, dodatkowe bataliony NATO wzdłuż granic Rosji, to dla Moskwy jedynie polityczna burza na pokaz, bowiem jak wyrażają się przedstawiciele tutejszego resortu obrony, to "zaledwie komar przy słoniu". Niedawno, głośnym echem odbił się w rosyjskich mediach komentarz rzecznika Ministerstwa Obrony Igora Konaszenkowa, który zarzucił niektórym członkom NATO, w tym Polsce "podsycanie rusofobicznej histerii". Przy tym działania NATO nazwał spektaklem, którego finałowym akcentem będzie właśnie szczyt organizowany w Warszawie.