Gazety, zwłaszcza te opozycyjne, twierdzą, że napady nie są przypadkowe. Trzeci w ciągu tygodnia incydent świadczy o tym, że akcje są zaplanowane - pisze "Gazeta". Wtóruje jej "Kommersant": "Wygląda na to, że ktoś w Rosji wziął sobie do serca obowiązującą w dyplomacji zasadę wzajemności - za trzech rosyjskich nastolatków pobito już dwóch Polaków". "Dyplomacja bicia" - to tytuł komentarza z dziennika "Niezawisimaja Gazeta", który dodaje, że w centrum stolicy kraju, który chce nazywać się europejskim, panuje polityka przemocy. Siergiej Markow, politolog związany z Kremlem, w rozmowie z korespondentem RMF Andrzejem Zauchą, winą za zaistniałą sytuację obarczył - tradycyjnie już - polskie władze. Jego zdaniem, nie walczyły one z narastającą w naszym kraju rusofobią, która - jak twierdzi Markow - zastąpiła powszechny niegdyś antysemityzm. - Polacy są jednym z głównych motorów rozprzestrzeniających na świecie rusofobię. Gdyby nie było pobicia dzieci rosyjskich dyplomatów, byłoby pobicie rosyjskich handlarzy, byłoby jeszcze coś innego, pokazującego, że problem rusofobii w Polsce istnieje realnie - mówi Markow. Przypomnijmy: wczoraj zaatakowano drugiego sekretarza ambasady do spraw gospodarczych, w niedzielę nieznani sprawcy ciężko pobili pracownika sekcji łączności placówki. Obaj Polacy trafili do szpitala. W ostatnim czasie pobito też kierowcę placówki, obywatela Federacji Rosyjskiej. Polskie MSZ wystosowało notę dyplomatyczną ze zdecydowanym protestem. Znalazło się w niej żądanie wyjaśnienia sprawy, ujęcia i osądzenia sprawców, a także postulat zapewnienia bezpieczeństwa polskiej placówce i jej pracownikom. - Jeśli Rosjanie nie będą w stanie spełnić tego żądania, to - jak zapowiedział szef polskiej dyplomacji Adam Rotfeld - Polska sama będzie musiała rozwiązać ten problem i wyśle specjalne siły do ochrony dyplomatów. Na razie polska ambasada zamieniła się w twierdzę. Pracownicy mają do minimum ograniczyć wychodzenie do miasta, a jeśli już, to nie pojedynczo.