Pieskow powiedział w poniedziałek, krótko po oficjalnej decyzji Rosji o wydaleniu dwóch dyplomatów Republiki Czeskiej, że w ostatnich miesiącach doszło do napięć w relacjach obu krajów. Zapewnił, że Rosja ubolewa z tego powodu. "Nie możemy pozostawać obojętni i pobłażliwi wobec nieprzyjaznych zachowań ze strony Pragi" - oświadczył. Zapewnił, że Rosja "jest zainteresowana dobrymi relacjami", ale "nigdy nie będzie przymykać oczu na nieprzyjazne zachowania". Ostrzegł, że "za każdym razem" Rosja będzie odpowiadać "adekwatnie". Przedstawiciel Kremla zarzucił ponadto stronie czeskiej, że nie przyjęła rosyjskich propozycji w sprawie zdemontowanego w Pradze pomnika sowieckiego marszałka Iwana Koniewa. "Na razie żaden z wariantów nie spotkał się ze zrozumieniem" - powiedział Pieskow. Wcześniej w poniedziałek ambasador Czech w Rosji Vitiezslav Pivońka poinformował, że konsultacje rosyjsko-czeskie w sprawie zdemontowanego pomnika odbędą się za kilka tygodni. Czescy dyplomaci wydaleni z Rosji Ambasador Czech został wezwany w poniedziałek do MSZ Rosji, gdzie poinformowano go, iż Moskwa uznaje za osoby niepożądane dwóch czeskich dyplomatów. Mają oni opuścić Rosję do końca dnia w środę 17 czerwca. Na początku czerwca władze Czech podjęły decyzję o wydaleniu z kraju dwóch dyplomatów Rosji. Decyzja ta miała związek z informacjami, uzyskanymi w kwietniu przez czeskie służby specjalne, na temat przyjazdu do Pragi osoby z paszportem dyplomatycznym, która rzekomo miała przy sobie silną truciznę - rycynę. W konsekwencji trzech czeskich samorządowców otrzymało ochronę policyjną. Jak się okazało, informacja ta była nieprawdziwa i była wynikiem sporów między pracownikami ambasady rosyjskiej w Pradze. Jeden z nich fałszywie oskarżył kolegę wobec czeskich tajnych służb. Uzasadniając wydalenie rosyjskich dyplomatów, premier Czech Andrej Babisz wskazał, że incydent zaszkodził stosunkom czesko-rosyjskim oraz doprowadził do niepotrzebnego i nieuzasadnionego obciążenia czeskich służb bezpieczeństwa. Republika Czeska nie może tolerować podobnych wypadków na swoim terytorium - podkreślił. Z Moskwy Anna Wróbel (PAP)