Do incydentu na wystawie "Świat jako bezprzedmiotowość. Narodziny nowej sztuki" doszło w grudniu zeszłego roku. W Centrum Jelcyna prezentowano m.in. płótno "Trzy figury" autorstwa Anny Leporskiej, uczennicy słynnego awangardzisty Kazimierza Malewicza. Obraz to barwna geometryczna kompozycja, w której można dopatrzeć się trzech ludzkich postaci o twarzach pozbawionych wszelkich szczegółów, jak oczy, nos i usta. Dwie zwiedzające zauważyły w pewnym momencie, że nieznany sprawca dorysował długopisem małe kółeczka w miejscu, gdzie mogłyby znajdować się oczy. Obraz zdjęto z wystawy i odesłano do moskiewskiej Galerii Trietiakowskiej. Szkody oceniono na 250 tys. rubli (ponad 3,3 tys. USD), bo usunięcie atramentu z warstwy farby wymagało działań konserwatora. Wszczęto też sprawę karną. O przebiegu śledztwa poinformował dyrektor Centrum Jelcyna, Aleksandr Drozdow na konferencji prasowej w ostatnich dniach. Pierwszy dzień w pracy Sprawcą okazał się mężczyzna, który miał pracować jako ochroniarz na wystawie i przyszedł tego dnia po raz pierwszy do pracy. - W pewnym momencie mężczyzna wyjął długopis i bardzo starannie narysował oczy na obrazie. Potem poszedł do domu - powiedziała organizatorka konferencji Anna Reszotkina dziennikowi "Kommiersant". 60-letni ochroniarz został zatrzymany. Nie wypowiadał się na temat swoich motywów. Grozi mu nie tylko grzywna za wandalizm, będzie też musiał zapewne zapewne pokryć koszty renowacji obrazu. Według Reszotkinej, która jest znaną w Jekaterynburgu dziennikarką, warto byłoby poznać motywy, którymi mężczyzna się kierował. - Szkody nie są tak wielkie, a teraz o Annie Leporskiej dowiedziało się wielu ludzi i ogółem, wzbudziło to dużą dyskusję w społeczeństwie - powiedziała Reszotkina. - Przedstawiciele Centrum Jelcyna uważają, że chodzi o wandalizm i już. A artyści mają swoje zdanie - że taka siła sztuki wywołuje reakcję - podsumowała dziennikarka.