- Rozgrywka o Gruzję jest elementem rozgrywki o Kaukaz Południowy. Podobnie jak w przypadku całej przestrzeni postsowieckiej Rosjanom zależy, by zintegrować i ten region. Nie na zasadach włączenia do swojego kraju, ale na zasadach unii euroazjatyckiej, gdzie będzie masa powiązań gospodarczych i politycznych. Dałoby to i tę przewagę, że Gruzja byłaby izolowana od zachodu - mówi Interii Ross. Dodaje, że Rosja chciałaby mieć kontrolę nad całym tym terytorium, w tym również nad Azerbejdżanem. Zarówno jednak w przypadku Gruzji, jak i Azerbejdżanu, trudno byłoby wprowadzić w życie ten scenariusz. Gruzja wykazuje bowiem silne dążenia proeuropejskie i nie akceptuje polityki rosyjskiej, szczególnie po uznaniu przez Rosję niepodległości separatystycznych republik - Osetii Południowej i Abchazji. Z kolei Azerbejdżan jest zbyt niezależny. To bogaty kraj, z dostępem do surowców takich jak gaz i ropa, który gra z zachodem na zupełnie innych zasadach. Destabilizacja - skuteczne narzędzie - Rosjanie nie mogą trzymać Azerbejdżanu pod kontrolą, rozgrywają więc konflikt azersko-ormiański, dostarczając broń obu stronom, by ciągle utrzymywać je w stanie napięcia. Podobnie w Gruzji destabilizacja związana ze statusem separatystycznej Abchazji i Osetii Południowej jest na rękę Rosji, osłabia bowiem ten kraj i ogranicza jego pole manewru na arenie międzynarodowej - mówi Ross. Co jakiś czas przesuwana jest nieformalna granica między Osetią Południową a Gruzją w głąb Gruzji. To zaczepne działanie ze strony Rosjan, które ma prowokować drugą stronę i budzić niepokój w kraju. Rosja sięga też po miękkie środki, tzw. "soft power". - Można tu wskazać choćby wpływ na media gruzińskie, wykupywanie gruzińskich aktywów gospodarczych przez rosyjskie firmy, próby manipulowania politykami różnych partii, by przeciągnąć ich na rosyjską stronę. Innym elementem jest propaganda antynatowska, antyunijna, prowadzona w duchu ideologii cerkwi prawosławnej, podsycająca nienawiść do LGBT. To łatwy do rozegrania temat - wskazuje politolog. Gruzja traktuje Abchazję i Osetię Południową jako integralną część kraju czasowo okupowaną przez Rosję. Po wojnie w 2008 roku ich niepodległość została uznana przez Kreml. Gruzini przekonują, że nigdy nie zaakceptują odłączenia tych terytoriów od swoich ziem. Gruziński parlament prowadził nawet prace nad poprawkami do kodeksu karnego, wprowadzającymi kary za tworzenie, drukowanie i rozpowszechnianie map Gruzji bez Abchazji i Osetii Południowej. Argumentem ekonomia Napięcia polityczne na linii Gruzja-Rosja są bardzo silne. Ludzie nie akceptują rosyjskiej polityki, choć jednocześnie podkreślają, że stosunki między zwykłymi obywatelami obu krajów są dobre. - Polityka to jedno, ludzie - to drugie - podkreślają. Nie bez znaczenia jest fakt, że Gruzinów i Rosjan łączy kultura prawosławna. Żyli też obok siebie przez wiele lat w czasach Związku Radzieckiego. Przy czym trzeba pamiętać, że Gruzja była wtedy bardzo doinwestowana i traktowana lepiej niż inne regiony ZSRR. Dlatego do dziś niektórzy starsi ludzie z sentymentem wspominają dawne czasy. Kluczowe wydaje się jednak, że Gruzja jest w dużym stopniu uzależniona gospodarczo od Rosji - trafia tu lwia część gruzińskiego eksportu. Z kolei Rosjanie nakręcają biznes turystyczny w tym kraju - stanowią jedną z najliczniejszych grup turystów. Gruzini nie może więc tak po prostu obrazić się na Rosjan. W wyniku czerwcowych manifestacji w Tbilisi, wywołanych zajęciem przez rosyjskiego deputowanego Sergieja Gawriłowa miejsca przewodniczącego parlamentu Gruzji podczas zgromadzenia parlamentarzystów krajów prawosławnych, Władimir Putin zakazał połączeń lotniczych między Rosją a Gruzją i organizowania wycieczek do tego kraju przez biura podróży. Zakaz zaczął obowiązywać 8 lipca, a więc w środku turystycznego sezonu. Tymczasem Rosjanie znajdują się w pierwszej trójce wśród gości zagranicznych, obok Azerbejdżanu i Armenii. Szacuje się, że rocznie odpoczywa w Gruzji 1,5 mln Rosjan. Nic dziwnego, że straty były dla Gruzji dotkliwe. Władze tego kraju szacowały, że w samym lipcu wyniosły one w sektorze turystycznym 60 mln dolarów. Stabilnie na linii z Armenią Głównym punktem oparcia Rosji na południowym Kaukazie jest Armenia. - Ten kraj jest otoczony wrogami. Z Azerbejdżanem ma tylko przerwaną wojnę. Z kolei drugi sąsiad, Turcja, popiera Azerbejdżan. Sojusznik w postaci potężnej Rosji jest w tym układzie kluczowym zabezpieczeniem dla tego kraju - mówi Ross. Do Armenii przeniosły się rosyjskie bazy, wydalone z Gruzji swego czasu przez ówczesnego prezydenta kraju, Michaiła Saakaszwilego. Armenia jest też uzależniona od rosyjskiego gazu, który płynie tu poprzez terytorium Gruzji. Sama Gruzja sprowadza surowiec z Azerbejdżanu. Źródłem konfliktu azersko-ormiańskiego jest Górski Karabach. Od wieków teren ten zamieszkiwała chrześcijańska mniejszość Ormian. Region w ciągu wieków przechodził z rąk do rąk, ale zawsze mieszkająca tam ludność miała względną niezależność. Na początku XX wieku Górski Karabach włączono do muzułmańskiego Azerbejdżanu i doszło do pierwszych krwawych starć azersko-ormiańskich. Gdy nastąpił rozpad Związku Radzieckiego, Ormianie obawiali się dominacji ludności azerskiej, dlatego też od 1988 r. domagali się przyłączenia Karabachu do Armenii. W wyniku narastającego sporu w latach 1992-1994 doszło do wojny Armenii z Azerbejdżanem. Zbrojny konflikt zakończono zawieszeniem broni w 1994 r., jednak wciąż zdarzały się tam zbrojne incydenty. aida