"Przelot rosyjskich bombowców w pobliżu granicy strefy powietrznej Wielkiej Brytanii nie stanowił zagrożenia, był czynnością rutynową i spełniał normy prawa międzynarodowego" - podkreśliła ambasada Rosji w Londynie w wydanym w czwartek oświadczeniu. Rosyjski ambasador Aleksandr Jakowienko ocenił, że zarzuty stawiane przez brytyjskie władze są niezrozumiałe. "Lot (...) został przeprowadzony w ścisłej zgodności z międzynarodowymi normami prawnymi (...), bez naruszania przestrzeni powietrznej państw trzecich, dlatego też nie może być uznawany za zagrażający, destabilizujący czy zakłócający" - głosi wydany przez niego komunikat. Dyplomata został dzień wcześniej wezwany przez brytyjskie MSZ do złożenia wyjaśnienia w sprawie incydentu. W środę brytyjskie myśliwce typu Typhoon zostały poderwane, by przechwycić dwa rosyjskie bombowce dalekiego zasięgu Tu-95 (w nazewnictwie NATO Bears). Po zauważeniu rosyjskich maszyn nad kanałem La Manche poderwane zostały samoloty z baz sił powietrznych RAF w Lossiemouth w Szkocji i Coningsby we wschodniej Anglii. Według resortu przelot bombowców doprowadził do zakłóceń w ruchu lotnictwa cywilnego. Według BBC bombowce zbliżyły się do granicy strefy powietrznej Wielkiej Brytanii na odległość 25 mil (ok. 40 km), nie poinformowały o planie przelotu, nie miały włączonych transponderów (urządzeń używanych w systemach zarządzania ruchem lotniczym, umożliwiających lokalizację oraz identyfikację maszyn) i nie komunikowały się z kontrolą lotów. W ubiegłym roku NATO przeprowadziło ok. 100 akcji przechwytywania rosyjskich samolotów; to około trzy razy więcej niż w 2013 roku.