- Jeśli powstanie zagrożenie dla życia naszych obywateli, to Rosja ma prawo użyć siły w ich obronie - powiedział Mironow dziennikarzom w Penzie, ok. 650 km na południowy wschód od Moskwy. Szef Rady Federacji dodał, że "Rosja nie pozostanie bierna w takiej systuacji". Mironow, zaufany współpracownik prezydenta Władimira Putina i zarazem osobistość nr 3 we władzach Rosji, jest najwyższym rangą rosyjskim przywódcą, które pozwolił sobie na takie pogróżki pod adresem Tbilisi. W piątek o możliwości użycia siły przeciwko Gruzji na konferencji prasowej w Moskwie mówił specjalny przedstawiciel MSZ Rosji ds. stosunków z krajami Wspólnoty Niepodległych Państw (WNP) Walerij Kieniajkin. Dyplomata ostrzegł, że Moskwa użyje wszelkich dostępnych metod, w tym militarnych, w obronie obywateli Rosji w Abchazji i Osetii Południowej, jeśli Gruzja doprowadzi do konfliktu zbrojnego z tymi republikami. Rosyjskie media utrzymują, że obywatelstwo Rosji ma 90 proc. mieszkańców tych dwóch zbuntowanych prowincji Gruzji. Władze Abchazji, wspierane przez Moskwę, twierdzą, że Tbilisi przygotowuje się do operacji militarnej, której celem ma być odzyskanie kontroli nad tą republiką. W poniedziałek sytuacja w Abchazji i Osetii Południowej, innej zbuntowanej prowincji Gruzji, będzie w Brukseli tematem posiedzenia Rady NATO. Weźmie w nim także udział szef gruzińskiej dyplomacji Dawid Bakradze. - Gruzja zachowuje się prowokacyjnie. Można odnieść wrażenie, że ktoś nieodpowiedzialny szuka pretekstu do wojny - oświadczył cytowany przez agencję RIA-Nowosti ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin, który w poniedziałek przedstawił stanowisko Moskwy w sprawie konfliktu sekretarzowi generalnemu Sojuszu Jaapowi de Hoop Schefferowi.