- Dokonamy rewizji umowy z 1997 roku określającej status Krymu - powiedział Władimir Łysenko, radca ambasady rosyjskiej w Kijowie goszczący na obradach okrągłego stołu w sprawie ukraińskiej obronności. Dyplomata ostrzegł też Ukrainę przed "świadczeniem usług NATO". - Jeśli Rosjanie opuszczą Krym, ich miejsce zajmą Amerykanie, którzy nie będą płacić za stacjonowanie swoich okrętów - mówił Łysenko. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych stwierdziło, że wypowiedź dyplomaty to "próba zamachu na niepodległość Ukrainy i jej integralność terytorialną". Brana jest pod uwagę deportacja Łysenki. Rosjanie bronią Łysenki i próbują zmniejszyć ciężar jego stwierdzenia. - Słowa Łysenki zostały źle zinterpretowane i wyrwane z kontekstu - oznajmiła rosyjska ambasada, zarzucając agencji Nowy Region, która obsługiwała obrady okrągłego stołu, rozpowszechnianie nieprawdziwych informacji. - Dziennikarze nie przekręcili słów Łysenki, byłem na tym spotkaniu i słyszałem, co powiedział -powiedział "Rzeczpospolitej" Wołodymyr Horbacz, ekspert kijowskiego Instytutu Współpracy Euroatlantyckiej. W 1954 roku Krym, który wcześniej był częścią Rosyjskiej FSRR, przekazano Ukraińskiej SRR; jako oficjalne powody wymieniono jego związki z Ukrainą, ale chodziło o symboliczny gest Nikity Chruszczowa, który sam był ukraińskiego pochodzenia, z okazji 300. rocznicy umowy perejasławskiej, przyłączających Ukrainę do Rosji. W styczniu 1991 roku Krym został republiką autonomiczną w ramach Ukrainy. 54 proc. jego mieszkańców poparło w tym samym roku niepodległość tego kraju. W 1997 roku Rosja i Ukraina podpisały umowę dzielącą Flotę Czarnomorską, a Rosjanie uzyskali prawo stacjonowania tam swych jednostek przez 20 lat.