"Kursk" zatonął 12 sierpnia ubiegłego roku, grzebiąc w głębinach Morza Barentza 118 członków jego załogi. Większość specjalistów uważa, że zatonięcie nastąpiło w wyniku eksplozji. Ale Rosjanie oficjalnie nie wykluczają, że powodem mogła być kolizja z inną jednostką śledzącą manewry rosyjskiej łodzi atomowej. Jak wynika z raportu opublikowanego wczoraj w naukowym czasopiśmie geofizycznym "Eos" przez uczonych z Arizony i Nowego Meksyku, pierwsza eksplozja na rosyjskiego łodzi podwodnej miała siłę niewielką i była porównywalna do wystrzału torpedy z pokładu łodzi. Dopiero po tym wybuchu, w dwie minuty później, nastąpiła eksplozja 250 razy silniejsza od pierwszej. - Jej moc była tak ogromna, że żadna łódź podwodna nie mogłaby przetrwać takiego wstrząsu - stwierdza raport. Autorzy opracowania informują, że zebrane przez nich dane pochodzą z systemu sejsmicznego nasłuchu, przeznaczonego głównie do monitorowania próbnych wybuchów jądrowych prowadzonych przez Rosję w tamtym rejonie. Zdaniem amerykańskich uczonych pierwszy wybuch spowodowały "niewłaściwe odpalenie torpedy lub jej przedwczesna detonacja". Drugi - zainicjowany przez pierwszy, to detonacja przewożonych ładunków oraz paliwa napędowego.