Sprawcy wybuchu są nadal na wolności. Mieszkańcy Moskwy obawiają się kolejnych zamachów - tak jak przed rokiem. Powszechne jest przekonanie, że zamachowcami byli czeczeńscy bojownicy. Nie zgadza się z tym lider czeczeńskiej mniejszości w Moskwie, Malik Sajdułłajew, który uważa, że jego rodacy nie mają nic wspólnego z wtorkowym wybuchem. Oświadczył też, że ma dosyć obwiniania Czeczenów o wszelkie zło, dlatego jego ludzie sami rozpoczną śledztwo. - Myślę, że zrobimy to szybciej niż uprawnione do tego organy. Chcę także ogłosić, iż osobie która udzieli nam informacji pozwalających na schwytanie sprawców zamachu, wypłacimy nagrodę w wysokości 100 tysięcy dolarów - oświadczył Sajdułłajew. Zapowiedział on również, że skieruje do sądu sprawę przeciw Władimirowi Żyrinowskiemu, który we wtorek na miejscu wybuchu oskarżył naród czeczeński o "dokonanie kolejnej zbrodni". Wczoraj rosyjska Federalna Służba Bezpieczeństwa oskarżyła brytyjską organizację humanitarną Halo Trust o szkolenie terrorystów czeczeńskich w podkładaniu bomb. Według FSB - Halo Trust, wspierany niegdyś przez księżnę Dianę, do Czeczenii zaproszony 3 lata temu przez prezydenta Asłana Maschadowa, działa nielegalnie na terytorium Rosji. Eksperci Halo Trust działają w dziewięciu krajach świata, pomagając m.in. w rozbrajaniu min przeciwpiechotnych.