Przywódca czeczeńskich separatystów Asłan Maschadow odciął się dzisiaj od zamachu. Wszczęto już śledztwo w sprawie o "terroryzm" i "umyślne zabójstwo". Rzecznik moskiewskiego urzędu spraw wewnętrznych Kiriłł Mazurin powiedział, że w zamachu użyto bardzo silnego ładunku wybuchowego - o mocy co najmniej kilograma trotylu. Z charakteru obrażeń, jakie odnieśli pasażerowie, można sądzić, że terrorysta zdetonował materiał wybuchowy ukryty pod ubraniem. Milicja poinformowała, że przegląda zapisy wideo z zainstalowanych na stacjach kamer, które mogą pomóc w zidentyfikowaniu sprawcy. Eksplozja miała miejsce w czasie porannego szczytu - o godzinie 8.40 czasu moskiewskiego (6.40 naszego czasu) w drugim wagonie składu kolejki, gdy metro wyjeżdżało ze stacji Pawieletskaja w kierunku stacji Awtozawodskaja niedaleko centrum Moskwy. Kłęby dymu natychmiast wypełniły tunel metra i stację. Wstrzymano ruch pociągów. Według władz, wszystkich pasażerów ewakuowano już z tunelu metra. Część pasażerów sama wydostała się na powierzchnię. - Po wybuchu i po tym, jak pociąg się zatrzymał, wyszedłem z wagonu na tory i poszedłem tunelem razem z innymi ludźmi - powiedział jeden z pasażerów, cytowany przez agencję Interfax 20-letni Aleksandr. Kilka minut po godzinie 9. (naszego czasu) korespondent RMF relacjonował z miejsca tragedii: Andrzej Zaucha rozmawiał z ludźmi, którzy byli w metrze. Większość z nich usłyszała huk, początkowo nikt jednak nie pomyślał, że to wybuch. Pociąg zaczął ostro hamować, ale przejechał jeszcze 100 metrów. - Wiele osób zostało rannych, liczby ofiar nie znam. Wybuch nastąpił w drugim wagonie. Motorniczy mówił, że widział wiele ciał ofiar. Bardzo długo czekaliśmy na otwarcie się drzwi pociągu. Kiedy to wreszcie nastąpiło, mogliśmy się wydostać. Szliśmy około dwa kilometry, by wyjść na powierzchnię, była ogromna panika, ludzie krzyczeli - mówiła kobieta, świadek tragedii. Inni świadkowie mówią o gęstym dymie, który spowił tunel, twierdzą jednak, że nie doszło do pożaru. Wielu z wydostających się z tunelu ludzi miało rany, zadrapania, było umazanych krwią. Z tunelu buchały kłęby dymu. Siła eksplozji musiała być duża, gdyż wagon, w którym doszło do wybuchu, jest mocno zniszczony. Bezpośrednio po wybuchu zapaliła się też część z pozostałych wagonów. Pożar został już ugaszony. Kordon milicji nie dopuszcza nikogo w pobliże metra. Wielu ludzi jest w szoku, przerażanie potęgują przejeżdżające co chwilę karetki pogotowia z włączonymi syrenami. Przechodnie są przekonani, że za zamachem stoją czeczeńscy partyzanci. Stołeczne szpitale przygotowują dodatkowe miejsca dla poszkodowanych. Specjaliści są przekonani, że zamach miał charakter polityczny. Niewykluczone zatem, że mamy do czynienia z kolejnym przypadkiem czeczeńskiego terroryzmu. Na razie żadne z ugrupowań czeczeńskich nie przyznaje się do akcji. Władimir Putin oskarżył przywódcę czeczeńskich separatystów Asłana Maschadowa, że to jego ludzie stoją za wybuchem w moskiewskim metrze. Putin oświadczył, że Rosja nigdy nie prowadziła i nie będzie prowadzić żadnych negocjacji z terrorystami, w tym z Maschadowem. - Rosja nie prowadzi rozmów z terrorystami, lecz likwiduje ich - powiedział Putin w kilka godzin po zamachu w moskiewskim metrze. Chęć wzmożenia walki z terroryzmem Putin podkreślił także w rozmowie telefonicznej z Georgem Bushem. Rzecznik Maschadowa potępił zamach i zaprzeczył, jakoby stali za nim czeczeńscy separatyści. Z kolei moskiewska milicja wzmocniła ochronę kluczowych obiektów w mieście - poinformował jej komendant Władimir Pronin. - Wzmocnione siły milicji pełnią służbę nie tylko na stacjach moskiewskiego metra, lecz także na ulicach rosyjskiej stolicy, na dworcach kolejowych i na lotniskach - powiedział Pronin, cytowany przez Interfax. Radio Echo Moskwy twierdzi tymczasem, że w niektórych miejscach na obrzeżach stolicy milicja zatrzymuje samochody i nie wpuszcza tych kierowców, którzy nie są zameldowani w Moskwie. Środki ochrony zastosowano także w innych miastach, w tym w Petersburgu, gdzie wzmocniono kontrolę wokół stacji metra. Według Echa Petersburga, milicja organizuje wyrywkowe kontrole. Jeden z przywódców rosyjskich nacjonalistów Dmitrij Rogozin wezwał tymczasem do wprowadzenia stanu wyjątkowego i zniesienia moratorium na karę śmierci. - To oczywiste, że ten zamach to próba zakwestionowania istnienia władzy. Reakcja powinna być najostrzejsza - powiedział jeden z przywódców bloku "Ojczyzna". Zobacz też: Bartłomiej Sienkiewicz: to nie musieli być Czeczeni