- Obecnie jest tam 300 obserwatorów, ich liczba powinna się zwiększyć, by uspokoić delikatną sytuację - uważa informator agencji. Jednocześnie oskarża on Gruzinów o "prowokacje" w strefach buforowych, z których 8 października wycofała się armia rosyjska i do których zostali wysłani obserwatorzy. - Wojskowi muszą określić dokładną liczbę obserwatorów - dodał informator i podkreślił, że kwestia ta zostanie poruszona na szczycie Unii Europejskiej i Rosji 13 i 14 listopada w Nicei. Rosyjska armia weszła do Gruzji 8 sierpnia w odpowiedzi na próbę przejęcia siłą przez Tbilisi kontroli nad separatystyczną Osetią Południową. W ramach rozejmu zawartego pod egidą UE wojska rosyjskie wycofały się ze środkowej części Gruzji do Osetii Południowej i Abchazji, drugiego gruzińskiego regionu separatystycznego, którego niepodległość Moskwa uznała pod koniec sierpnia. Misja Unii Europejskiej patroluje granice obu tych terytoriów z Gruzją, nadzorując przestrzeganie warunków zawieszenia broni. Władze separatystycznych regionów i Moskwa nie dały jej jednak prawa wjazdu na terytorium tych republik. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow zażądał wcześniej od obserwatorów bardziej efektywnej kontroli, by zapobiec "nowym prowokacjom" i by zapewnić przestrzeganie planu pokojowego, który przewiduje, że "żołnierze gruzińscy pozostaną w strefach swojego stacjonowania". Prezydent Abchazji Siergiej Bagapsz oskarżył obserwatorów Unii Europejskiej, że nie są w stanie zapewnić bezpieczeństwa w regionie, po wycofaniu z niego wojsk rosyjskich.