"Rosja musi ograniczyć w sposób rozsądny dostęp do internetu, jak zrobiono to w USA, Chinach, czy w innych krajach" - powiedział Patruszew na łamach tygodnika społeczno-politycznego "Argumenty i Fakty". Nie sprecyzował, na czym te ograniczenia miałyby polegać. "Próby powstrzymania ludzi przed komunikowaniem się z zasady przynoszą efekt odwrotny od zamierzonego i są nawet niemoralne, nie można jednak ignorować wykorzystania internetu przez przestępców i grupy terrorystyczne" - tłumaczył. Dziennik ekonomiczno-finansowy "Wiedomosti" poinformował o projekcie ustawy nakładającej na operatorów nakaz blokowania stron internetowych, zawierających treści nielegalne, takie jak pornografia dziecięca, czy "materiały ekstremistyczne". Obrońcy praw człowieka i specjaliści natychmiast skrytykowali chęć ocenzurowania internetu. - Ważne jest, aby takie propozycje zostały upublicznione po tym, jak doszło w Moskwie do manifestacji (z powodu fałszerstw wyborczych) i na kilka dni przed pierwszym po wyborach posiedzeniem Dumy Państwowej - powiedział szef jednej z organizacji pozarządowych - Ruchu Praw Człowieka, Lew Ponomariow. Według niego "próby dokręcania śruby spowodują dodatkowe napięcia w społeczeństwie". Ugrupowania opozycyjne i zwykli Rosjanie wykorzystywali portale społecznościowe jak Facebook i rosyjski portal Vkontakte do organizowania protestów. Irina Lewowa, analityczka z rosyjskiego stowarzyszenia komunikacji elektronicznej, oceniła w rozmowie z agencją AFP, że projekt ustawy zezwalający na blokowanie stron "ekstremistycznych" jest "sprzeczny z konstytucją, która zakazuje cenzury i gwarantuje prawo do poszanowania korespondencji". W zeszłym tygodniu na ulicach rosyjskiej stolicy przeciwko oszustwom wyborczym demonstrowały tysiące osób. Setki zostały zatrzymane przez policję. Wielu uczestników manifestacji pobito. Do podobnych protestów doszło też w innych miastach, w tym w Petersburgu.