Należący do rosyjskich linii lotniczych Aerofłot-Nord samolot podchodził do lądowania w Permie, gdy jego prawy silnik zapalił się, po czym eksplodował. Rozrzucone w promieniu czterech kilometrów odłamki Boeinga sugerują, że nie tylko silnik, lecz także cała maszyna eksplodowała jeszcze w powietrzu - ocenił ekspert ds. lotnictwa Anatolij Kwoczur. Przewodniczący Komitetu Dochodzeniowego Aleksander Bastrykin zaznaczył, że jest to dopiero wstępna opinia, lecz na jej poparcie istnieje wiele dowodów. Nie znaleziono natomiast żadnych wskazówek, jakoby katastrofa była skutkiem zamachu terrorystycznego - oznajmił w niedzielę wieczorem minister transportu Igor Lewitin. W badaniu przyczyn katastrofy uczestniczą również przedstawiciele koncernu Boeing - powiadomiła rosyjska rozgłośnia radiowa Echo Moskwy. Odnaleziono już czarną skrzynkę samolotu, lecz analiza zawartych w niej informacji zajmie kilka tygodni. Samolot leciał z Moskwy do Permu, gdy około godz. 05.21 czasu permskiego (00.21 czasu polskiego) wieża kontroli lotów straciła kontakt z pilotami. Według świadków zdarzenia, maszyna zapaliła się w powietrzu, po czym z wysokości około 1000 metrów runęła na przedmieścia Permu, zaledwie kilkaset metrów od zabudowań mieszkalnych. Nikt spośród 88 pasażerów oraz członków załogi nie przeżył katastrofy. Wypadek uszkodził tory kolei transsyberyjskiej, lecz po kilku godzinach szkody usunięto. Największy rosyjski przewoźnik Aerofłot zapowiedział, że w związku z katastrofą cofnął zależnej od siebie spółce Aerofłot- Nord prawo do stosowania swojej nazwy. Była to największa katastrofa w historii rosyjskiego lotnictwa od sierpnia 2006 r., gdy lecący do Sankt Petersburga Tupolew-154 rozbił się na Ukrainie, zabijając 170 osób.