Nawalny został zatrzymany wcześniej tego samego dnia. Na Instagramie poinformował, że wyszedł rano pobiegać, a przed klatką schodową jego domu czekała na niego policja. Jeszcze w środę wieczorem skazano opozycjonistę na 30 dni aresztu, czyli maksymalną karę za "powtarzające się naruszanie zasad organizacji manifestacji". Podczas wiecu z 20 lipca na rzecz dopuszczenia niezależnych kandydatów do wyborów do władz miejskich stolicy Nawalny oświadczył, że jeśli w ciągu tygodnia nie dojdzie do zarejestrowania wszystkich kandydatów zgłoszonych formalnie przez opozycję, to w sobotę 27 lipca zostanie zwołana demonstracja przed siedzibą władz miejskich Moskwy. W zeszłym tygodniu moskiewska komisja wyborcza odrzuciła 57 kandydatów, wśród których są czołowi politycy opozycyjni. Opozycja oskarża władze o zmanipulowanie list z podpisami zebranymi przez jej przedstawicieli w celu zdyskwalifikowania części kandydatur. Robiono to na przykład pod pozorem, że "są to osoby nieżyjące". Komisje w większości wypadków uznały, że odsetek zakwestionowanych podpisów przewyższa dozwolone 10 proc. "30 dni aresztu. Oto, co mam do powiedzenia: wyjdźcie w sobotę na ulice. (...) Dopóki nie mamy prawa głosu, i tak wszyscy jesteśmy w pewnym sensie w areszcie" - skomentował Nawalny swój wyrok na Twitterze. Protest z 20 lipca był najliczniejszy ze wszystkich, które odbywały się od wielu dni w centrum rosyjskiej stolicy i których uczestnicy domagali się od władz uczciwego zarejestrowania kandydatów opozycyjnych - wzięło w nim udział ponad 20 tys. osób. W przeszłości opozycja antykremlowska odnotowywała w Moskwie sukcesy. W 2013 roku Nawalny wziął udział w wyborach mera, zdobywając ponad 27 proc. głosów i zajmując drugie miejsce. W 2017 roku inny opozycjonista, Ilja Jaszyn, został wybrany na burmistrza rejonu (dzielnicy) krasnosielskiego w Moskwie. W wyniku tamtych wyborów lokalnych mandaty radnych w różnych rejonach Moskwy zdobyło łącznie ponad 200 kandydatów opozycji, co było oceniane jako jej sukces.