We wrześniu zeszłego roku świat obiegły zdjęcia płonącej rafinerii w Arabii Saudyjskiej. Dziesięć dronów rozpoczęło wówczas atak na należący do Saudi Aramco zakład Abqaiq i na pole naftowe Khurais, drugie co do wielkości w tym kraju. Rafineria stanęła w płomieniach. Wstrzymano produkcję 5,7 mld baryłek ropy dziennie, co stanowiło 5 proc. globalnej podaży surowca. Cena ropy skoczyła wówczas o 20 proc., do blisko 72 dolarów za baryłkę. Wydarzenie to pozbawiło Arabię Saudyjską na parę tygodni połowy możliwości wydobywczych. Straty zostały jednak stosunkowo szybko naprawione. Saudyjczycy i USA oskarżyli o atak Iran. Ten jednak się wypierał. Wcześniej wprowadzone zostały amerykańskie sankcje na Iran, które objęły m.in. eksporterów ropy naftowej. Mamy też od dłuższego czasu do czynienia z kryzysem gospodarczo-politycznym w Wenezueli, która kiedyś była największym eksporterem ropy w Ameryce Południowej. W 2018 r. eksport surowca był tu jednak najniższy od blisko 30 lat. Od konfliktu zaczął się też 2020 r. W czwartek późnym wieczorem na lotnisku w Bagdadzie w wyniku nalotów przeprowadzonych przez USA zginęli irański generał Kasem Sulejmani, dowódca elitarnej jednostki Al Kuds oraz jeden z dowódców proirańskiej milicji w Iraku, Abu Mahdi la-Muhandis. To wydarzenie przełożyło się na 4-proc. wzrost cen surowca. Ropa Brent podrożała do ponad 69 dolarów za baryłkę. Ale to nie koniec. Rynek obawia się dalszej destabilizacji. Wszyscy zastanawiają się, co będzie dalej. Iran może zablokować cieśninę Ormuz, która jest jedynym szlakiem morskim pozwalającym na transport ropy z Zatoki Perskiej. Przechodzi przez nią około jedna trzecia światowego transportu ropy. Gdyby faktycznie doszło do zaburzeń w transporcie surowca, cena ropy mogłaby bardzo mocno skoczyć do góry. Ale istnieją też obawy o odwetowe akcje terrorystyczne wywołane przez Iran. Narzędzie w rękach polityków Ropa jest dostępna w określonych częściach świata. Bywa elementem rozgrywek politycznych. Wykorzystywano ją jako narzędzie polityczne już od bardzo dawna. Mieliśmy w historii do czynienia z różnymi kryzysami naftowymi. Pierwszy nastąpił w 1973 r. Wywołał go gwałtowny wzrost cen ropy, który z kolei był efektem embarga państw zrzeszonych w OAPEC (Organizacja Arabskich Krajów Eksportujących Ropę Naftową) zastosowanych wobec USA po wybuchu wojny izraelsko-arabskiej w październiku 1973 r. Wstrzymały one handel ropą z krajami popierającymi Izrael w wojnie z Egiptem, czyli z USA i z krajami Europy Zachodniej. Doprowadziło to do niemal czterokrotnego wzrostu cen ropy. W latach 1979-1982 miał miejsce drugi kryzys naftowy, który był efektem rewolucji irańskiej. Doprowadziła ona do przekształcenia Iranu z monarchii konstytucyjnej w republikę islamską. Powstańcy deklarowali, że nie będą sprzedawać irańskich skarbów wrogom islamu. Zachód miał jeszcze w pamięci pierwszy kryzys, na rynku pojawiła się panika, a to dalej windowało ceny ropy. Później, w 1990 r., w trakcie wojny w Zatoce Perskiej surowiec podrożał do 45 dolarów za baryłkę. Skarb, czy przekleństwo? Przyjęło się myśleć, że zasoby ropy są błogosławieństwem i gwarancją dobrobytu w krajach, które są ich właścicielami. Pojawiały się jednak również teorie o przekleństwie ropy, czy szerzej - surowców. Na podstawie obserwacji wysnuto wniosek, że wzrost gospodarczy krajów surowcowych jest wolniejszy niż gospodarek ich pozbawionych. Bo posiadanie naturalnych bogactw je rozleniwiło. Nie musiały poszukiwać alternatywnych źródeł dochodów, stosować nowatorskich rozwiązań itd. Przykłady części państw zasobnych w ropę pokazują, że uboższe warstwy społeczeństwa i tak nie odnoszą większych korzyści z wydobycia, bo sektor jest kontrolowany przez elity polityczne. Łatwy pieniądz pochodzący z eksportu ropy nie daje impulsu do rozwijania innych dziedzin gospodarki. Ogniska zapalne Do tego dochodzą konflikty w regionach, gdzie prowadzona jest produkcja ropy. Ich źródłem może być niestabilność cenowa surowców, która chwieje gospodarką, doprowadzając do przewrotów społecznych. Obserwowane bywały też przypadki wzmacniania rebeliantów. Sprzedawali oni surowiec na czarnym rynku, domagali się haraczy od firm wydobywczych, a czasem handlowali obietnicami koncesji wydobywczych. Inną przyczyną konfliktów jest buntowanie się regonów bogatych surowce przeciwko reszcie kraju. Teorię przekleństwa surowców łatwo oczywiście podważyć, wskazując przykład choćby Stanów Zjednoczonych, Holandii, Wielkiej Brytanii czy Norwegii. To skłania do wniosków, że tam, gdzie systemy polityczne są dojrzałe i praworządne, surowce nie wywołują zjawisk negatywnych. W ostatnich kilkudziesięciu latach nastąpił szybki wzrost zapotrzebowania na ropę. Wynikało to z rozwoju przemysłu, handlu i transportu. Kraje uprzemysłowione dążą do ograniczenia swojej zależności od importu tego surowca. Niezależnie jednak od tego, ile byśmy nie mówili o elektromobilności, ropa pozostanie głównym surowcem energetycznym jeszcze przez dłuższy czas. Oczywiście rynki są dziś trochę bardziej stabilne ze względu na wzrost wydobycia m.in. w USA i na Morzu Północnym, czy podejście poszczególnych krajów do gromadzenia zapasów. Jednak mimo wszystko ropa wciąż jest bardzo podatna na wszelkie zawirowania i wciąż jest w grze jako narzędzie w rękach polityków. Monika Borkowska