- Odzyskamy Biały Dom, bo wygramy w Pensylwanii - powiedział Mitt Romney do tłumu swoich zwolenników, którzy przez kilka godzin czekali na niego na mrozie. Na spotkanie z Romneyem przyszli z amerykańskimi flagami i plakatami z hasłem "Wierzymy w Amerykę". Podkreślali, że od dziesięcioleci nie widzieli takich tłumów na wiecu politycznym partii republikańskiej. - Pytanie w tych wyborach brzmi, czy chcecie kolejnych 4 lat takich jak 4 ostatnie, czy chcecie prawdziwej zmiany. Prezydent Obama obiecywał zmianę, ale nie był w stanie jej dokonać. Romney zapowiedział, że ograniczy rolę państwa i postawi na przedsiębiorczość Amerykanów: "Lepsze życie i lepsza Ameryka czekają na nas. Wszystko w waszych rękach". Mitt Romney przybył do Pensylwanii ponieważ ma kłopoty z przekonaniem do siebie mieszkańców Ohio, bez którego republikaninowi trudno wygrać wybory prezydenckie. Gdyby Romneyowi udało się wygrać w Pensylwanii, jego szanse na prezydenturę znacznie by wzrosły. Pensylwania - łakomy kąsek Pensylwania ma aż 20 głosów elektorskich. Dlatego jest łakomym kąskiem dla kandydatów w wyborach prezydenckich. To jednak trudny stan dla republikanów. W 2004 roku wygrał tu John Kerry a 4 lat temu Barack Obama pokonał Johna McCaina zdobywając o 10 proc. głosów więcej. Zarówno doradcy Mitta Romneya jak i uczestnicy wiecu Morrisville wierzą, że tym razem uda im się pokonać demokratów: "Wygramy w Pensylwanii. Jestem pewna po tym co widzę. Ludzie są pełni energii. Pensylwania stanie się czerwona". Czerwień to kolor partii republikańskiej. Jednak tylko jeden sondaż pokazał ostatnio, że walka o Pensylwanię jest wyrównana. Pozostałe wskazują na kilkuprocentową przewagę obecnego prezydenta, co oznacza, że stan ten prawdopodobnie pozostanie demokratyczny, czyli niebieski. Przedstawiciele sztabu Baracka Obamy twierdzą, że próba zdobycia Pensylwanii to akt desperacji Mitta Romneya, który nie może wysunąć się na prowadzenie w innych kluczowych stanach.