W dwa dni po tym jak zaciekle atakowali się podczas debaty, obaj wygłosili przemówienia na przyjęciu dobroczynnym zorganizowanym w wytwornym hotelu Waldorf Astoria przez katolicką Archidiecezję Nowego Jorku. Dochód z imprezy będzie przeznaczony dla dzieci z ubogich rodzin. Romney i Obama żartowali z siebie nawzajem i z siebie samych. Romney, który przemawiał przed Obamą, powiedział, że obaj mają koło siebie osoby, na których mogą polegać. - Ja mam moją piękną żonę Ann, a on (Obama) ma Billa Clintona - powiedział. Dodał, że pierwszą zasadą, jaką się kieruje przygotowując się do debaty jest " nie pić przedtem alkoholu przez 65 lat". Romney jest mormonem a Kościół Mormonów zabrania swym członkom picia alkoholu. Obama mówił, że pierwsza debata (którą w ocenie większości uczestników sondaży i komentatorów przegrał) nauczyła go, iż "zdarzają się gorsze rzeczy niż zapomnienie kupna prezentu na rocznicę małżeństwa" Właśnie w dniu debaty, czyli 3 października przypadła 20. rocznica ślubu państwa Obamów. Obaj kandydaci, według sondaży, "idą łeb w łeb". Obama ma nadzieję, że jego dobry występ podczas ostatniej debaty z Romneyem zatrze niekorzystne wrażenie z poprzedniej, która odbyła się 2 tygodnie temu. W najbliższy poniedziałek obaj kandydaci spotkają się po raz ostatni przed dniem wyborów, tym razem na Florydzie. Tymczasem żona Romneya, Ann, powiedziała w czwartek wywiadzie dla telewizji ABC, że jeśli jej mąż przegra zbliżające się wybory prezydenckie to wycofa się z życia politycznego. - Absolutnie nie będzie ubiegał się o ponowny wybór - oświadczyła Ann Romney. Dodała, że ona sama nie myśli o karierze politycznej. W innym wywiadzie udzielonym przed kilkunastoma dniami Ann Romney wyznała, że obawia się o zdrowie psychiczne swojego męża. Zdaniem komentatorów, mogła tym wywiadem wyrządzić mu "niedźwiedzią przysługę".