W przemówieniu w Lexington w stanie Wirginia w poniedziałek Romney - jak zauważyli komentatorzy - starał się również rozproszyć obawy, że jego prezydentura groziłaby rozpoczęciem przez USA nowych konfliktów zbrojnych, o co oskarżają go zwolennicy Obamy. Nie mówił też o amerykańskiej "wyjątkowości" i konieczności utrzymania hegemonii USA na świecie, co głosił poprzednio. Zapowiedział wszakże "odkręcenie" redukcji budżetu zbrojeniowego dokonywanej za prezydentury Obamy. Obiecał np. budowę co roku nowych 15 okrętów wojennych. Kandydat GOP atakował głównie politykę prezydenta na Bliskim Wschodzie. Podkreślił, że polityka Obamy w regionie zwiększa tam ryzyko zaostrzania się konfliktów. "Nie będzie żadnej elastyczności z Putinem" O Rosji wspomniał w swym wystąpieniu jedynie marginesowo, mówiąc: "Wdrożę skuteczną broń przeciwrakietową, by bronić nas przed zagrożeniami, i w tej sprawie nie będzie żadnej elastyczności z Władimirem Putinem". Nie rozwinął jednak tego wątku, nie powtarzając na przykład swej wcześniejszej krytyki odwołania przez Obamę realizacji planu amerykańskiej tarczy rakietowej w Europie - w Polsce i Czechach - zainicjowanego przez poprzedniego prezydenta George'a W. Busha. Romney powiedział też, że Putin "rzuca cień na nowe demokracje w Europie". "Brak przywództwa" Wychodząc od niedawnych demonstracji antyamerykańskich i ataków na placówki dyplomatyczne USA w krajach arabskich i muzułmańskich, sugerował, że nie doszłoby do nich, gdyby nie polityka Obamy. Nie wyjaśnił jednak, na czym polega jej związek z napięciem i kryzysami w tym regionie. Skrytykował zdystansowanie się prezydenta wobec twardej polityki izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu wobec Palestyńczyków, a także jego "milczenie" w czasie rewolty przeciw rządom ajatollahów w Iranie. Za chaos, utrzymywanie się przemocy i wzrost wpływów Iranu w Iraku także obwinił prezydenta Obamę, wypominając mu, że "gwałtownie" wycofał wojska amerykańskie z tego kraju. Wycofanie wojsk do końca 2011 r. było zgodne - o czym Romney nie wspomniał - z umową zawartą z rządem irackim przez administrację prezydenta Busha. Republikański kandydat zrzucił następnie Obamie "brak przywództwa" wobec kryzysu w Syrii. Oświadczył też, że jako prezydent będzie "współpracował" w tym kraju z "tymi, którzy podzielają nasze wartości", czyli syryjską opozycją, aby zapewnić, że będzie dostawała broń. Mówiąc o Iranie, podkreślił, że jest gotowy do wprowadzenia surowych sankcji wobec tego kraju. Iran pracuje nad programem nuklearnym i jest podejrzewany o plany uzbrojenia się w broń atomową. Romney nie sugerował jednak - co czynił wcześniej i na co naciska Netanjahu - że trzeba postawić Iranowi ultimatum, grożąc mu, że Zachód nie dopuści, by wszedł w posiadanie broni nuklearnej. "Za czym Ameryka obstaje?" Romney zapowiedział też, że w Afganistanie będzie dążył do zapewnienia "udanego przekazania zadań ochrony bezpieczeństwa" w ręce afgańskiej armii i policji. Taki sam cel stawia sobie administracja Obamy. Podsumowując politykę prezydenta, Romney powiedział, że "ma on nadzieję na pokój na Bliskim Wschodzie". - Nadzieja nie jest jednak strategią - dodał. - Na całym świecie, tak jak na Bliskim Wschodzie, zadawane jest pytanie: za czym Ameryka obstaje? (...) Jeżeli Ameryka nie będzie przewodzić, inni będą. I to ci, którzy nie podzielają naszych celów i wartości - oświadczył. Ogólniki W pierwszych komentarzach wytknięto Romneyowi niewychodzenie poza ogólniki i brak konkretnych planów rozwiązania światowych problemów. - Wciąż nie jest jasne, czym miałaby się różnić jego polityka międzynarodowa od polityki Obamy - powiedziała w telewizji MSNBC redaktor naczelna tygodnika "Foreign Policy" Susan Glasser. - Nadzieja nie jest strategią - zgoda, ale sama retoryka też nie jest strategią - mówił w tej samej telewizji analityk David Wood. Zdaniem znanego publicysty Fareeda Zakarii przemówienie w Lexington potwierdza, że Romney adresuje teraz swe przesłanie do centrowych, niezależnych wyborców. - Widzieliśmy dziś umiarkowanego Mitta - powiedział Zakaria w telewizji CNN. Wytknął on kandydatowi GOP, że w jego wystąpieniu "nie było konkretów na temat Egiptu", i zwrócił uwagę, że Romney przyrzekł ściganie sprawców zabójstwa ambasadora USA w Libii - czyli to samo, co czyni już Obama. Komentatorzy w USA przypominają, że w Partii Republikańskiej nie ma zgody co do pożądanej koncepcji polityki zagranicznej. Doradcy Romneya z kręgu dawnej, neokonserwatywnej ekipy Busha naciskają na bardziej stanowczą politykę np. wobec Iranu i sugerują przyhamowanie ewakuacji wojsk z Afganistanu. W GOP narastają też jednak tendencje izolacjonistyczne - odbicie generalnie antywojennych nastrojów w społeczeństwie amerykańskim.