8 stycznia Gemini 3 został wyciągnięty z wody. Zespół Brzegowy Rejsu, który przybył z Polski, wykonał wszystkie niezbędne naprawy i na początku marca był gotowy wracać do Europy. Jednak jedna z firm zażądała dodatkowo ponad 300 tys. dolarów za rzekome uczestnictwo w "asyście ratowniczej". Wobec nieuiszczenia zapłaty, decyzją lokalnych władz jacht miał zakaz opuszczenia portu, a jego załoga - korzystania z jednostki. - Od początku uważałem, że roszczenie było bezpodstawne. Przez wiele godzin walczyłem o ocalenie Gemini 3, gdy trzy komory lewego pływaka nabrały wody. Awarię opanowałem we własnym zakresie, uiszczone zostały wszelkie koszty. Długa batalia prawna zakończyła się pomyślnie. Sąd trzeciej instancji potwierdził, że zatrzymanie jachtu było bezprawne - powiedział Paszke. Stała załoga Gemini 3: Robert Janecki, Adam Skomski, Igor Szrubkowski i Robert Stachelski wyszła w morze, jak tylko otrzymała ostateczną decyzję sądu. Po drodze planuje krótki postój w Brazylii, a po pokonaniu Atlantyku zdecyduje, do jakiego portu się skieruje. Zależeć to będzie od stanu technicznego. Biorę przede wszystkim pod uwagę Francję, a potem Sopot.Na przełomie listopada i grudnia zamierzam ponowić próbę bicia rekordu tą samą trasą, czyli pod wiatr - dodał kapitan. Jak zaznaczył, przypuszczał, że batalia sądowa o odzyskanie katamaranu może potrwać bardzo długo, a szanse oceniał 50 na 50. - Za wsparcie walki o Gemini 3, za wielkie zaangażowanie słowa uznania należą się wielu osobom, a przede wszystkim wiceminister spraw zagranicznych Beacie Stelmach oraz polskiej ambasadzie w Buenos Aires - podkreślił żeglarz. Roman Paszke 14 grudnia rozpoczął wokółziemski rejs z Wysp Kanaryjskich. Płynął trudniejszą trasą pod wiatr (kurs z Europy najpierw na Horn), którą pokonało dotychczas tylko sześciu żeglarzy. W chwili awarii Gemini 3 znajdował się w odległości ok. 300 mil morskich od przylądka Horn.