Przyznaje, że konflikt nie zajmuje już czołowego miejsca wśród światowych problemów, jak było to zeszłego lata. Jednak "wciąż rzuca długi cień na Kaukaz, bezpieczeństwo dostaw energetycznych z obszaru Morza Kaspijskiego, politykę na obszarze byłego ZSRR oraz relacje między Rosją, USA i Unią Europejską". Autorzy artykułu przypominają bilans kilku dni walk w sierpniu 2008 roku: około 1000 zabitych, w tym około 600 cywilów, i 138 tys. uciekinierów z regionu, z których 30 tysięcy nie powróciło (są to głównie etniczni Gruzini z Osetii Południowej i Abchazji). Rosja "w większości osiągnęła w wyniku konfliktu to, czego chciała" - ocenia "FT". Zauważa, że nawet prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili przyznaje, że nadzieje jego kraju na szybkie wejście do NATO legły w Gruzach, a odzyskanie separatystycznych regionów Abchazji i Osetii Południowej zajmie wiele czasu. USA i UE poparły integralność terytorialną Gruzji i nie uznały niepodległości Abchazji i Osetii, a Ameryka nawet ponownie uzbraja swego sojusznika; Zachód jednak nie jest chętny do wystawienia na większe ryzyko swoich stosunków z Moskwą. Pokojowe rozmowy między Rosją a Gruzją prowadzone w Genewie pod auspicjami Francji utknęły w miejscu. Tymczasem Rosja w wyniku sierpniowej wojny zapewniła sobie kontrolę nad całym czarnomorskim wybrzeżem Abchazji na południe od rosyjskiego Soczi, gdzie w 2014 roku odbędą się prestiżowe zimowe igrzyska olimpijskie. Osetia Południowa, choć nie ma dostępu do morza, jest biedna i wyludniona, to oferuje Rosji bazę wojskową w pobliżu rurociągów transportujących ropę i gaz z basenu Morza Kaspijskiego na Zachód. Zwycięstwo nad Gruzją pokazało też potencjalnym przeciwnikom Kremla, że nie cofnie się on przed użyciem siły: to lekcja dla bojowników na Północnym Kaukazie. W samej Gruzji rośnie niezadowolenie, w tym skargi na rządy "ciężkiej ręki" Saakaszwilego i jego decyzję o wojnie. Szybki wzrost gospodarczy zakończył się recesją. Gospodarka kraju skurczy się w tym roku o 1,5 procenta. Społecznemu kryzysowi zapobiega tylko pomoc międzynarodowa w wysokości 4,5 mld dolarów, czyli ok. 1000 dolarów na mieszkańca. Protestująca przez kilka miesięcy na ulicach Tbilisi opozycja nie zdołała jednak wyłonić nowego wiarygodnego lidera. Abchazja i Osetia uznające się za niepodległe, zależne są od Rosji we wszystkim - od bezpieczeństwa do finansów. Abchazowie obawiają się "połknięcia" przez Moskwę i - jak zauważa "FT" - "z niepokojem przyglądają się, jak Rosjanie wykupują wille i hotele na wybrzeżu". Osetia Południowa marzy o połączeniu z Północną Osetią, wchodzącą w skład Federacji Rosyjskiej. Jednak Rosja obawia się, że skomplikowałoby to już napięte relacje międzyetniczne na Kaukazie Północnym. Zyski z wojny Rosja odniosła pewnym kosztem. Niepodległości Abchazji i Osetii nie uznało żadne z państw Wspólnoty Niepodległych Państw, nawet zależna gospodarczo od Rosji Białoruś. Jak zauważa "FT", to "podważa aspiracje Rosji do bycia wielką potęgą i kontrastuje z sukcesem USA w zdobyciu uznania dla Kosowa (...). Dziennik zauważa, że Kreml zademonstrował w wojnie z Gruzją swoją "twardą siłę", szkodząc przy tym "miękkiej sile" (soft power). Tymczasem Gruzja po wojnie stara się zwiększyć swoją rolę jako kraju tranzytowego między Wschodem a Zachodem. Jej wysiłki zyskały ostatnio wzmocnienie dzięki formalnemu poparciu przez Unię Europejską projektu gazociągu Nabucco. Jak podkreśla premier Gruzji Nika Gilauri, Tbilisi ma dobre relacje i z Zachodem, i z potencjalnymi dostawcami surowca dla Nabucco: Azerbejdżanem i Turkmenistanem. Gruzja inwestuje w modernizację swojej sieci drogowej, także po to, by rozwijać ruch tranzytowy między Europą, Azją Centralną i Iranem, i przeznacza na to znaczną część zagranicznej pomocy. "FT" zauważa, że gruzińskie drogi mogą przysłużyć się nawet siłom USA i NATO w Afganistanie. Przyglądając się polityce Rosji po wojnie z Gruzją, autorzy wskazują, że toleruje ona rywalizację Zachodu, a nawet Chin, w sferze gospodarczej i w strategicznej sferze energetycznej. Jednak sprzeciwia się wszelkim ingerencjom wojskowym i politycznym Zachodu na obszarze, który jej prezydent Dmitrij Miedwiediew nazywa "sferą uprzywilejowanych interesów". Dla Moskwy granicą nie do przekroczenia jest ekspansja NATO na Gruzję czy Ukrainę. I choć Sojusz nadal twierdzi, że drzwi dla obu krajów są otwarte, to jego członkowie przyznają, że oba kraje nie są do tego gotowe. Rosja zdołała też wykorzystać światowy kryzys gospodarczy, udzielając pomocy swoim biedniejszym sąsiadom w zamian za polityczne przysługi. Rezultaty jednak są dwuznaczne - na przykład, rosyjska pomoc dla Kirgistanu nie powstrzymała Biszkeku przed zgodą na przyjęcie bazy USA w Kirgistanie. "FT" dodaje, że po wojnie z Gruzją najważniejszą konfrontacją w regionie z udziałem Rosji był styczniowy spór gazowy z Ukrainą. Był on ponownie demonstracją siły Moskwy, której udało się pokazać "chaotyczny charakter ukraińskiego kierownictwa". Wydaje się, że Rosja "spróbuje ponownie w Kijowie lub gdzie indziej" - prognozuje dziennik. Ocenia, że "nie chce ona następnej wojny, lecz raczej nie wydaje się nieszczęśliwa z powodu konsekwencji zeszłorocznego konfliktu". Po wojnie z Gruzją "straty dyplomatyczne Rosji wydają się dzisiaj mniejsze, niż jesienią (ubiegłego roku), ponieważ świat poszedł do przodu. USA i UE doszły do wniosku, że Sakaszwili przyczynił się sam do swojej klęski, ponieważ pozwolił się sprowokować. Niemcy i inne kraje UE, które prowadzą z Rosją duże interesy gospodarcze nie chciały nadwerężać dwustronnych stosunków. (Prezydent USA Barack) Obama "resetuje" więzy z Moskwą (...). Światowy kryzys ekonomiczny i napięcia wokół Iranu i Afganistanu w międzyczasie stały się priorytetem" - konkluduje "Financial Times".