W przemówieniu wygłoszonym po złożeniu przysięgi kontrowersyjny polityk ocenił, że na Filipinach doszło do kryzysu zaufania obywateli do przywódców, a ludzie byli spragnieni zmiany. Oświadczył, że będzie prowadził "bezwzględną" i "nieprzerwaną" walkę z przestępczością. Ostrzegł urzędników, że nie będzie tolerował korupcji. Duterte, który z zawodu jest adwokatem, już wcześniej zapewniał, że w ciągu sześciu miesięcy rozprawi się z przestępczością, dając siłom bezpieczeństwa zgodę na zabicie dziesiątków tysięcy domniemanych kryminalistów. Ta obietnica przyniosła mu poparcie zaniepokojonych przestępczością Filipińczyków, ale zaniepokoiła organizacje broniące praw człowieka i Kościół rzymskokatolicki. Duterte zapowiadał też przywrócenie kary śmierci, która na Filipinach została zniesiona w 2006 roku. Nowy prezydent jest reprezentantem klasy średniej, co jest nowością w kraju, w którym od dawna rządy sprawowali przedstawiciele bogatych klanów politycznych. Filipiński Donald Trump Ze względu na styl kampanii i niewyszukany język Duterte bywa porównywany do republikańskiego kandydata na prezydenta USA Donalda Trumpa. Podczas kampanii wyborczej wygłaszał przemówienia pełne przekleństw i żartów na temat seksu, papieża czy ONZ. Duterte to pierwszy prezydent Filipin, pochodzący z południowej wyspy Mindanao, która jest zamieszkana przez muzułmańską mniejszość i gdzie od lat tli się muzułmańska rebelia. Rodzina prezydenta wyemigrowała tam ze środkowej części archipelagu w poszukiwaniu lepszych możliwości. Jako burmistrz miasta Davao na południu kraju Duterte przez 22 lata prowadził wojnę z gangami narkotykowymi i jest podejrzewany o to, że odegrał jakąś rolę w działalności motocyklowych "szwadronów śmierci". Zabiły one ponad tysiąc osób. W niektórych momentach chwalił się tymi zabójstwami, podczas gdy w innych zaprzeczał, jakoby miał z nimi jakikolwiek związek.