Według szefa MON, wydarzenia sprzed roku były najtragiczniejsze w historii polskich zagranicznych kontyngentów, wysyłanych w różne miejsca świata od ponad pół wieku. Minister Tomasz Siemoniak pamięta tragiczne chwile, gdy dowiedział się o zamachu. Kilka godzin później był już w drodze do Afganistanu. Do żołnierzy poleciał wtedy również premier Donald Tusk. Siemoniak podkreśla, że po wielu miesiącach działań operacyjnych udało się wyeliminować głównego zleceniodawcę zamachu oraz dziesięć innych osób zamieszanych w to tragiczne wydarzenie. Ówczesny dowódca kontyngentu, generał Piotr Błazeusz powiedział Informacyjnej Agencji Radiowej, że środy 21 grudnia 2011 roku nie zapomni nigdy. Zawsze będą mu towarzyszyły spojrzenia zrozpaczonych rodzin, które szykowały się do Bożego Narodzenia i dostały tak tragiczną informację o swoich bliskich tuż przed Wigilią. Do ataku na żołnierzy doszło równo rok temu, około 10:30 polskiego czasu w prowincji Ghazni. Konwój jechał przez zurbanizowany teren, tuż przy głównej drodze Kabul - Kandahar, tak zwanej Highway 1. Wszystkie pojazdy w konwoju wracały z miejscowości Razzak, 9 kilometrów na północny wschód od głównej polskiej bazy w Ghazni. Ładunek wybuchowy o sile 100 kilogramów eksplodował pod pierwszym pojazdem, w którym byli żołnierze ochraniający pracowników Prowincjonalnego Zespołu Odbudowy. Wszyscy zginęli na miejscu. Najmłodszy z żołnierzy miał 22 lata, najstarszy 33. W kraju służyli w 20. Bartoszyckiej Brygadzie Zmechanizowanej. Z okazji rocznicy, w Katedrze Polowej o godzinie 9:00 odprawiana jest msza w intencji poległych żołnierzy. Podobne nabożeństwa zostaną odprawione w rodzinnych miastach wojskowych. POLECAMY: W powietrzu było już czuć święta... - reportaż Marcina Ogdowskiego (Zafganistanu.pl)