Nie będzie już poszukiwań na wraku, bo ratownicy są przekonani, że ciała Polaka tam nie ma. - Przeszukaliśmy cały wrak, zaczęliśmy na moście i mamy stuprocentową pewność, że nie ma ciała na statku - powiedział dziennikarce RMF FM szef ekipy nurków z Ministerstwa Obrony Holandii Bernd Ruling. Wrak sprawdzali nie tylko nurkowie, ale także specjalny, podwodny robot, który skanował obszar metr po metrze. W akcji brało udział prawie 70 osób. Ruling powiedział, że poszukiwania 6 ciał w tym trzech Polaków zostaną wznowione prawdopodobnie 8 stycznia, ale tylko wokół statku. - Chcieliśmy wznowić akcję jeszcze szybciej, ale w okresie świąt nie mamy takich samych możliwości - przyznał Ruling. Sam statek już nie będzie sprawdzany. Zdaniem szefa akcji poszukiwawczej, szanse na odnalezienie ciał są jednak niewielkie. Ma to związek z silnymi podwodnymi prądami występującymi w tym regionie. Baltic Ace leży na głębokości 40 metrów, około 65 km od wybrzeża Holandii. Zderzenie na Morzu Północnym 7 grudnia wieczorem - pływający pod banderą Bahamów samochodowiec Baltic Ace - zderzył się z cypryjskim kontenerowcem Corvus J. Wśród 24-osobowej załogi Baltic Ace było 11 Polaków. Sześciu z nich uratowano, dwóch zginęło, a trzech formalnie ma status zaginionych. Oprócz naszych rodaków na samochodowcu zatrudnieni byli też Bułgarzy, Ukraińcy i Filipińczycy. Nie będzie postępowania prokuratorskiego w sprawie katastrofy, bo do zdarzenia doszło w strefie ekonomicznej Holandii, ale poza holenderskimi wodami terytorialnymi. Gdyby do katastrofy doszło w pasie 12 mil morskich od wybrzeża, wówczas byłoby to traktowane jak katastrofa na lądzie i wtedy podlegałoby jurysdykcji władz holenderskich, w tym prokuratury. Armator Baltic Ace poinformował, że prawdopodobnie przyczyną wypadku na Morzu Północnym był błąd ludzki. Kapitan twierdzi z kolei, że niewiele z wypadku pamięta, bo "to była chwila". Sami Holendrzy natomiast przyznają, że w tym miejscu dochodzi raz w miesiącu do kolizji statków, ale niegroźnych.