Francuska policja twierdzi, że całym kraju jest tylko kilku doświadczonych bandytów-profesjonalistów, którzy mogli tak precyzyjnie zorganizować napad na ciężarówki transportujące kosztowności. Sprawcy musieli mieć informatorów w firmie konwojenckiej. "Zaskakujące jest to, że bandyci doskonale wiedzieli, iż biżuteria przewożona była banalnymi ciężarówkami po to, by nie zwracały one niczyjej uwagi" - podkreśla policyjny ekspert. Rabusie wyrzucili ochroniarzy ciężarówek, wcześniej obezwładnili ich gazem. Furgonetkami odjechali kilka kilometrów dalej, gdzie czekała na nich koparka. To jej użyli do rozprucia metalowych naczep, w których znajdowały się kosztowności. Następnie obie ciężarówki, jak i samochody, którymi się poruszali, podpalili, aby zatrzeć ślady DNA. To kolejny napad na jubilerów we Francji w ostatnim czasie. W listopadzie ub.r. dwóch napastników zaatakowało sklep Cartiera w turystycznej dzielnicy Paryża, wzięło zakładnika a następnie oddało się w ręce policji. Pod koniec lutego paryski sąd skazał ośmiu sprawców najbardziej spektakularnych napadów na sklepy z biżuterią we współczesnej historii Francji na kary od dziecięciu miesięcy do 15 lat pozbawienia wolności. W 2008 roku czterej uzbrojeni mężczyźni, niektórzy w kobiecych przebraniach, zaatakowali luksusowy sklep z biżuterią Harry'ego Winstona nieopodal Pól Elizejskich. Ukradli zegarki i biżuterię wartą ponad 70 milionów euro. Ponad rok wcześniej ta sama szajka zaatakowała ten sam sklep i przejęła przedmioty o wartości 40 mln euro. Marek Gładysz